Blog ten jest taką małą, zapomnianą szufladą, pełną dawnej i obecnej twórczości, tej drobnej i tej bardziej ambitnej. Znajdą się na nim opowiadania i teksty z różnych czasów, różnych fascynacji o różnej tematyce. Będą te niewinne, anielskie jak i te inne, bardziej pikantne. Te dziecinne, pierwsze wprawki w pisaniu i te już pewniejsze pisaniny. Opowiadania krótkie i długie, niezakończone opowieści, książki i wiersze. Zwykłe przemyślenia. Niektóre poprawione, raz lub kilka razy, inne nigdy nie sprawdzane.
W wielu będą błędy. Ale nie pojawią się one tutaj dla krytyki - pojawią się, żeby może komuś sprawić przyjemność lekturą. Jeśli spodoba ci się - zostaw jakiś znak. Jeśli znajdziesz błąd - daj znać, poprawię. Jeśli lubisz, ale rażą cie błędy, zaproponuj współpracę i pomóż mi je poprawiać. Jeśli cię rażą, gorszą, oburzają... - nie czytaj.

piątek, 10 stycznia 2014

Rodzina

Opowiadanie z serii Naruto. Yaoi. Non-canon. Sasuke żyje spokojnie w wiosce, o Naruto słuch zaginął... do czasu, kiedy przez bramę przebiega nieznana nikomu rudowłosa dziewczyna z zawiniątkiem na plecach...

Rozdział 3

(betowały Lilian, Akari i Ansei)

Nie, nie, nie! NIE! To nie może być prawda! Ona nie może być…Umysł Sasuke nie chciał dopuścić do siebie tej myśli! Patrzył w szoku na Tsunade,która zerwała się na równe nogi, również nie wiedząc jak zareagować.
- Shizune! – wrzask Hokage spowodował, że wszyscy podskoczyli. Kiedy szatynka wbiegła do pomieszczenia z czarnowłosym chłopcem na rękach, Tsunade natychmiast wykrzyczała rozkazy. – Natychmiast zawiadom wszystkich obecnych w wiosce ninja, od chunina wzwyż. Za pół godziny mają stać pod bramą gotowi na bitwę. – Kobieta bez słowa wybiegła. Znała ten ton swojej mistrzyni i wiedziała,że oznacza on najwyższą konieczność. – Uchiha, ty jeszcze zostaniesz.Poprowadzisz tę misję, więc musisz znać szczegóły.
Sasuke nie odpowiedział. Nie rozumiał co się dzieje i nie potrafił zareagować. Zsunął się plecami po ścianie opadając taboret i tępo wpatrywał się w twarz dziewczyny.
- Możesz nam opowiedzieć co się stało?
- Naru uratował mnie ponad dwa lata temu. – Głos dziewczyny stał się miękki i czuły. – Od tamtej pory podróżowaliśmy razem. Opuściłam mój lud, żeby mu pomóc, bo on zaopiekował się mną kiedy tego potrzebowałam. Staliśmy się prawdziwą rodziną. Zawsze podziwiałam jego przywiązanie do tej wioski, chociaż tego nie rozumiem.  – Usiadła na ziemi,odwiązując z pleców zawiniątko i obejmując je ramionami. –  On poświęcił wszystko co miał, żeby pomóc ocalić waszą społeczność, a ja robiłam co mogłam, żeby tę pomoc przeżył.Podróżowaliśmy po kraju, a Naru pokazywał się w niektórych miejscach, wabiąc za sobą członków Akatsuki. To dzięki temu mogliśmy was informować gdzie się pojawią. To było niebezpieczne, ale zawsze jakoś udawało nam się uciec, bo nigdy nie pojawił się ich przywódca.
- A teraz? – spytała cicho Tsunade. Jej głos trząsł się wyraźnie i nie odrywała wzroku od zawiniątka w rękach dziewczyny. Sasuke był zbyt zszokowany,żeby zwrócić na cokolwiek uwagę.
- Dzisiaj rano napadli nas we trójkę… Taki wielki facet rzucający kryształami lodu i dziewczyna kontrolująca wielkiego, plującego jadem węża. Był tam też ich przywódca z Rinneganem… Chciałam stanąć do walki jak zawsze, ale Naru krzyknął, że nie chce mieć kolejnej osoby na sumieniu… I zepchnął mnie z Takeshim do rzeki. – Odwinęła brzeg szala pokazując jasnowłosą główkę śpiącego chłopca. Malec mógł mieć najwyżej dwa lata. Po policzkach dziewczyny spłynęły łzy. – Nie mogłam zostawić swojego dziecka! – krzyknęła rozpaczliwie. – Zanim zdążyłam do niego dopłynąć i wyjść na brzeg było już po walce i nie mogłam ich odnaleźć… –  zamilkła, opuszczając głowę.Mokre ślady na jej policzkach mówiły doskonale, jak czuje się w tej chwili. -Potrafisz podać współrzędne miejsca, gdzie został złapany?
- Tak, zaraz je zapiszę…
- Dobrze, a teraz trzeba zająć się tobą. To skaleczenie nie wygląda najlepiej, w dodatku jesteś cała przemoczona. – Tsunade podeszła do siedzącejna ziemi dziewczyny z kocem w ręce.
- Zdążyłam tylko przebrać syna, a potem biegłam tutaj – mruknęła Hitonomi.
- W takim razie zostaw chłopca z Sasuke, a sama idź się przebrać –blondynka wyjęła śpiące dziecko z objęć dziewczyny. Włożyła maluszka w ręce oniemiałego Sasuke i wyszła z rudą z pokoju.
Brunet odbierał wszystko z dużym opóźnieniem. Dopiero słysząc trzaśnięcie drzwi, spojrzał na trzymane na kolanach dziecko. Naruto ma syna?! Chłopczyk był drobniutki i bardzo lekki. Miał na sobie pomarańczowe śpioszki z doczepionym lisim ogonkiem i sterczącymi uszkami na kapturze. Malec spał spokojnie zwinięty w kłębuszek. Było wręcz nieprawdopodobne, że nie obudził się przy tych wszystkich wrzaskach i przenoszeniu z rąk do rąk. Uchiha wyciągnął dłoń i pogładził miękki policzek dziecka, które mruknęło niewyraźnie i zmarszczyło nosek. Sasuke od razu cofnął dłoń, ale malec najwidoczniej już się obudził, bo po chwili spojrzały na niego intensywnie niebieskie ślepka. Brunet uśmiechnął się do malucha i pomyślał, że właśnie tak musiał wyglądać jego Naruto kiedy był mały. Zaraz, zaraz… Naruto najwidoczniej nie był i nigdy nie będzie jego
W czasie kiedy to pomyślał, chłopczyk usiadł na jego kolanach,wpychając do buzi palec. Zupełnie nie przejmował się tym, że siedzi u obcej osoby, a jego rodziny nigdzie nie widać. Tora, który już skończył dwa lata,zaraz zacząłby płakać. Dobrze, że na co dzień zajmowały się nim Tsunade i Shizune.
Malutki blondynek najwidoczniej już zdążył się znudzić bezczynną obserwacją, bo wijąc się jak piskorz uwolnił się z rąk Sasuke i zszedł na podłogę. Podreptał na środek pomieszczenia, chwiejąc się delikatnie i nie wyjmując kciuka z buzi. Rozejrzał się i zobaczył rozłożony w kącie koc oraz kilka zabawek – miejsce gdzie zwykle bawił się Tora. Z radosnym piskiem ruszył biegiem w ich stronę, szybko przebierając krótkimi nóżkami. Jak łatwo się domyślić, już po kilku krokach potknął się, z impetem przewracając na podłogę.
Sasuke, przestraszony, zerwał się na nogi, zamierzając ruszyć na pomoc maluchowi, ale zamarł w pół kroku, kiedy dziecko zamiast rozpłakać się, najzwyczajniej w świecie wstało z podłogi i ruszyło do niego z niezadowoloną miną, wyciągając przed siebie otarte do krwi rączki. Brunet czuł się coraz mniej pewny siebie –wiedział jak opiekować się dzieckiem, w końcu zajął się wychowaniem swojego bratanka. Ale to dziecko było, łagodnie mówiąc, dziwne. Malec nie zachowywał się jak inne dzieci. Nie bał się i nie płakał, nie obudziły go dzikie wrzaski kobiet, tylko delikatny dotyk, sam przyszedł ze skaleczonymi dłońmi. A na pewno był młodszy od Tory.
Opadł na kolana i miękką chusteczką otarł delikatnie skaleczenia z krwi. Sięgając do apteczki Tsunade, wyjął wodę utlenioną i plasterki, po czym zajął się opatrywaniem malutkich rączek. Chłopiec skrzywił się boleśnie, ale nawet nie pisnął. Kiedy było już po wszystkim, wyciągnął ramionka w górę,prosząc, żeby go podnieść.
Sasuke dźwignął delikatne ciałko na ręce, a blondynek wtulił się ufnie w jego szyję, niemal natychmiast zasypiając. W tej samej chwili otworzyły się drzwi i do środka weszła Hitonomi, ubrana w zdecydowanie za duży sweter i luźne spodnie. Popatrzyła na rozrzucone na podłodze resztki opatrunków.
- Widzę że Takeshi już zdążył narozrabiać? – Uśmiechnęła się do zdziwionego Sasuke. – Zwykle bawi się z Naruto, bo ja nie chcę go rozpieszczać.Mój syn będzie dobrym Konpaku, potrafi wytrzymać nasz styl życia i nie boi się w czasie walki…
- Walczysz z dzieckiem?!
- Nasze życie nie jest łatwe, nie mamy domów w których możemy zostawić dzieci. Mój syn od urodzenia podróżuje ze mną i musiał nauczyć się, kiedy wolno mu się poruszać, a kiedy nie. Zwykle noszę go w chuście na plecach i wtedy jest spokojny, nawet kiedy ja muszę walczyć. Teraz ma trochę ponad rok i niedługo zacznie mówić, a wtedy będę mogła uczyć go w czasie wędrówki. Tymczasem większość czasu przesypia. I nie patrz tak dziwnie na jego śpioszki… Ubieram go tak, bo Naru zawsze się wkurza jak nazywam małego liskiem ^^…    Wzięła chłopca z jego rąk. Tak jak mówiła, dziecko nadal spało, nie reagując na jakąkolwiek zmianę. – Musisz już się zbierać, za jakieś dziesięć minut wszyscy będą czekać. Proszę, uratuj Naruto. – Popatrzyła na niego smutno, przytulając do siebie syna.

Rozdział 2

(betowały Lilian, Akari i Ansei)


- Potrzebuję natychmiast waszej pomocy!
- Najpierw powiedz, jak się nazywasz!
- Powiedziałam już, że jestem Hitonomi, to powinno ci wystarczyć!
- Pseudonim nie jest wystarczający! Skąd mam wiedzieć, że mówisz prawdę?!
- Jak śmiesz, stara babo! Jestem córką Shodaime Konpakukage! Chcesz wejść z nami w otwarty konflikt?!
- Muszę mieć dowód, że mówisz prawdę!
Sasuke stał oniemiały pod ścianą, patrząc z niedowierzaniem na wrzeszczące kobiety. Ruda wpadła do gabinetu i od progu zażądała mobilizacji wszystkich możliwych ninja, twierdząc, że Naruto jest w śmiertelnym niebezpieczeństwie. Tsunade lekko się wkurzyła i od tamtej pory darły się na siebie, bez sensu wymieniając obelgi. A nikt tak naprawdę nie wyjaśnił, o co chodzi…
- Ekm… – chrząknął niepewnie. Dwie pary wściekłych oczu natychmiast skierowały się w jego stronę. – Możecie mi wyjaśnić, o co tu chodzi? I kim jest Kompakukage? – Uśmiechnął się czarująco.
Tsunade westchnęła cierpiętniczo i usiadła na fotelu. Ochrypłym od wrzasków głosem zaczęła tłumaczyć.
- Ta dziewczyna twierdzi, że jest córką kage wędrujących ninja. Sami siebie nazywają duchami i stąd nazwa Konpakukage. Są pozostali shinobich z nieistniejących już wiosek. Żyją w ciągłym ruchu, nie zakładając stałych obozowisk. Są dość specyficzni, ale bardzo skuteczni. Wynajmują swoje usługi każdemu, kogo na nich stać, choć wcale nie potrzebują pieniędzy…
- Wystarczy tych wyjaśnień! My tu dyskutujemy, a Naruto może w każdej chwili zginąć!
- Daj mi jakieś dowody!
- Jakoś jak przez ostatnie prawie dwa lata przesyłałam ci wiadomości,nie miałaś wątpliwości!
- Jakie wiadomości?!
- Przez żaby! O planach Akatsuki!
- A skąd mam wiedzieć, że to ty?
Ruda tylko wywarczała coś gniewnie pod nosem i zanim zdążyli zareagować,przegryzła kciuk i błyskawicznie złożyła ręce w znaki jutsu przywołania. Pod jej dłonią natychmiast pojawiła się purpurowa ropucha, rozglądająca się ze zdziwieniem dookoła.
- To jeszcze nic nie znaczy! – zaperzyła się Tsunade.
- O co chodzi, Jaskółko? – zapytała żaba skrzekliwym głosem, patrząc na dziewczynę.
- Gamako, Hokage nie chce wierzyć w to co mówię… Nie ufa mi i nie zamierza pomagać Naruto…
- Pani! – Żaba natychmiast zwróciła się do Tsunade. – Naruto Uzumaki naprawdę znajduję się w śmiertelnym niebezpieczeństwie. Hitonomi przez ostatnie lata cały czas towarzyszyła młodemu Naruto, przesyłając do ciebie wiadomości za pomocą moich braci. Przed tobą stoi córka Konpakukage, Akiko Uzumaki…

Rozdział 1

(betowały Lilian, Akari i Ansei)
 
Sasuke westchnął i podparł brodę dłonią. Niedługo zapewne ponownie wyruszy na misję, a tymczasem Tsunade znowu kazała mu siedzieć przy bramie… Jak gdyby nie było jakichś wolnych chunninów. Pogrążył się w myślach, przymykając oczy w ochronie przed jaskrawym, popołudniowym słońcem.
Minęły już dwa lata odkąd wrócił do Konohy, dwa lata odkąd się dowiedział, że Teamu Siódmego już nie ma. Sakura zginęła na misji, a Naruto odszedł z wioski zaraz po tym, jak dowiedział się o śmierci swojego ojca chrzestnego.Kakashi miał już nowych uczniów… Do dziś pamięta łzy widoczne w odsłoniętym oku Hatake, kiedy opowiadał mu losy przyjaciół Uchihy w czasie jego nieobecności.
Sasuke wiedział, że go szukali i nie poddali się nawet, gdy groził im śmiercią. Że Naruto nie chciał uwierzyć w jego zdradę, że powtarzał z tym swoim dziecięcym uporem, że Sasuke na pewno wróci. Właśnie dlatego wrócił, kiedy tylko dokonał swojej zemsty. Wrócił, niosąc w rękach ciemnookie niemowlę, swojego bratanka.Wrócił z nadzieją, że odnajdzie porzuconą cztery lata wcześniej przyjaźń.Jednocześnie zaczynał rozumieć, że do blondyna czuje coś więcej niż przyjaźń.Dopiero teraz zdał sobie z tego sprawę i liczył, że będzie mógł być z nim szczęśliwy. Nie mógł spodziewać się, że jest już za późno. Hokage przyjęła go do wioski, pozwoliła nawet od razu zdawać egzamin na jonina. A to wszystko, jak się okazało, z poczucia winy.
Kiedy on podążał śladem Itachiego, Drużyna Siódma próbowała go odnaleźć i sprowadzić do wioski. Ignorowali niebezpieczeństwo jakie stanowiło Akatsuki,liczył się tylko on. W trakcie poszukiwań zaatakował ich silny oddział. Hatake został poważnie ranny, a Sakura zginęła. Naruto wyszedł z walki bez szwanku,dzięki leczniczej czakrze Lisa. Wrócili kilka godzin po otrzymaniu wiadomości o śmierci Jirayi. Blondyn przyniósł do wioski bezwładne ciało różowowłosej, które oddał Tsunade. Bez słowa wysłuchał wrzasków rozhisteryzowanej kobiety, pozornie nie zwracając uwagi na wyzwiska i oskarżenia. Godaime, która straciła tego dnia kolejne dwie bliskie sobie osoby, nie próbowała się nawet kontrolować.Wykrzyczała wszystkie swoje lęki, nie zastanawiając się nad konsekwencjami.Stwierdziła, że śmierć Sakury to tylko i wyłącznie wina blondyna, że naraził ich wszystkich, że stanowi ciągłe zagrożenie, a Akatsuki nigdy nie przestanie atakować wioski, dopóki nie dostaną Kyuubiego. Naruto stał tylko z opuszczoną głową, nie reagując. Kiedy kazała mu się wynosić, wyszedł bez słowa z jej gabinetu, a następnego dnia nie było go już w wiosce.
Tsunade żałowała swoich pochopnych słów, bardzo żałowała, jednak było już za późno. Po blondynie przepadł słuch i chociaż kazała go szukać, nie było żadnych śladów. Przez kilka miesięcy, w trakcie których wrócił Sasuke,  nie mieli pojęcia co się z nim dzieje. Brunet był zrozpaczony. Całkowicie poświęcił się pracy, zostawiając małego Tore pod opieką Hokage, której wyjawił swoje uczucia do blondyna. Kobieta chyba rozumiała co chłopak czuje, ponieważ większość przydzielanych mu misji miała coś wspólnego z blondynem. W końcu oboje stracili wszystkich bliskich i dla obojga Uzumaki był ostatnią ważną osobą, którą zranili. Przez miesiące, kiedy nikt nie miał pojęcia co się dzieje z Naruto, Sasuke prawie codziennie brał udział w misjach poszukiwawczych, które kompletnie nic nie dawały. Chłopak jakby rozpłynął się w powietrzu. Dopiero po pewnym czasie w gabinecie Hokage nagle pojawiła się niewielka żaba, przynosząca wiadomość, że Naruto żyje i chociaż sam nie może walczyć z Akatsuki, to umożliwi to wiosce. Od tamtej pory żaby przynosiły regularne wiadomości, w jakim miejscu i czasie pojawi się członek wrogiej organizacji. Dzięki temu udało im się wybić już prawie wszystkich.Chociaż werbowali nowych, w chwili obecnej było ich już tylko troje – Pein i dwoje młodych, niedoświadczonych shinobi. Niedługo pokonają ich ostatecznie.
Żaby przynosiły tylko suche informacje, bez żadnych wiadomości o tym,jak miewa się Naruto, co robi, odmawiały też stanowczo przenoszenia jakichkolwiek wiadomości w drugą stronę, znikając zaraz po dostarczeniu listu.W ten sposób minęły dwa lata…
Mimo, że prawie pokonali Akatsuki, to organizacji również niemal udało się osiągnąć cel. Złapali już i pokonali siedem jinchuuriki – na drodze do ożywienia Juubi stali im tylko Killer Bee – potężny nosiciel Hachibi i sam Uzumaki. Na szczęście brat Raikage stawiał zaciekły opór członkom Akatsuki, tak,że żadnemu z nich nie udało się jeszcze go pokonać. Dawało to dużą szansę ninja Konohy na zwyciężenie znienawidzonego wroga. Wszyscy mieli nadzieję, że kiedy ten koszmar się skończy, Naruto wróci do domu…
Sasuke poderwał gwałtownie głowę. Z zamyślenia wyrwało go nagłe naruszenie ochronnych barier wioski. Reagowały one na czakrę przekraczających ją ludzi, a żeby aż tak je wzburzyć do Konohy musiała się zbliżać naprawdę potężna osoba. Wstał i stanął pośrodku bramy.
Już z daleka wypatrzył błysk pomarańczowego ubrania zbliżającej się postaci. Przez chwilę jego serce zabiło szybciej, kiedy przed oczami przemknęły mu wspomnienia rozwrzeszczanego, radosnego blondyna w pomarańczowym dresie…Jednak radość zgasła równie szybko jak się pojawiła – biegnąca w stronę wioski postać nie miała jasnych włosów.
Kiedy nieznana osoba zbliżyła się dostatecznie, żeby dało się rozpoznać szczegóły, źrenice Sasuke rozszerzyły się w niemym szoku. W jego kierunku pędziła rudowłosa dziewczyna, ubrana w pomarańczowe spodnie od dresu z podwiniętymi lekko nogawkami i obcisłą bluzkę tego samego koloru bez rękawów,wykończoną czarną siateczką i białym golfem. Na rękach miała czarne rękawiczki,a udo oplatał bandaż z zawieszonym na nim pokrowcem na kunaie. Płomienne włosy powiewały za nią jak języki ognia, wpadając co chwilę w przeszywająco błękitne oczy. Na plecach miała przywiązane czarnym szalem zawiniątko, a pod nim zawieszony długi, biało – czerwony zwój. Nigdzie nie było widać opaski ze znakiem wioski, chociaż dziewczyna musiała być shinobi, zwykły człowiek nie mógł posiadać tak silnej czakry, ani biec w takim tempie.
Gdyby nie kolor włosów,wyglądałaby jak żeńska forma Naruto… Nawet biegnie w podobny sposób!Rozpaczliwe myśli Sasuke przerwało przybycie nieznajomej. Zatrzymała się przednim, dysząc lekko i opierając dłonie o kolana. Dopiero teraz zauważył, że jest częściowo przemoczona, a na jej czole widać nieładnie wyglądającą ranę.
- Muszę… się… zobaczyć z … Hokage… natychmiast! – wysapała dziewczyna,patrząc na niego tymi niebieskimi ślepiami, tak przypominającymi mu przyjaciela.
Uchiha wzruszył tylko ramionami i skinął głową drugiemu ninja siedzącemu przy bramie. Chciał sam zaprowadzić nieznajomą do Tsunade, wolał nie wpuszczać obcych samopas do wioski. Jednocześnie musiał dowiedzieć się, co ta dziwna dziewczyna ma wspólnego z Naruto – bo niemożliwe, żeby była aż tak do niego podobna przez zwykły przypadek.

Rozdział 11 (END)

(betowała Lilian)
Piekło jakie rozpętało się na dole, zwabiło sąsiadów z najbliższej okolicy. Musieli pomóc Jugo rozdzielać walczącą parę, demolującą kolejne pomieszczenia rodowej rezydencji. Dopiero przytrzymywany przy podłodze kilkoma parami silnych ramion, Sasuke zgodził się wysłuchać głosu rozsądku, który w osobie rudzielca tłumaczył mu, że to blondyn zaproponował pojedynek i w dodatku grał w nim pierwsze skrzypce. Zamarł słysząc, że Uzumaki zachowywał się zupełnie inaczej niż zwykle, zupełnie jakby był inną osobą. Modląc się w duchu,żeby to była prawda, najbardziej lodowatym tonem na jaki było go stać kazał natrętom puścić swoje ręce i szybko ruszył w stronę schodów. Musiał znać prawdę…
Wpadając do pokoju blondyna spodziewał się go ujrzeć zwiniętego pod kocem na łóżku, tak jak go zostawił kilkanaście minut wcześniej. Jednak posłanie było puste, a koc leżał na podłodze.
Naruto siedział na parapecie obejmując ramionami kolana i wpatrując się w okno. Nie odwrócił się słysząc kroki Sasuke.
- Naruto? – brunet zapytał niepewnie, zatrzymując się zaledwie krok od niego.
- Powiedzieli ci już? – głos blondyna był pełen smutku, zupełnie inny niż wcześniej. – Za późno zorientowałem się, że mogą zrozumieć prawdę, myślałem,że mam jeszcze trochę czasu…
- Więc pamiętasz?
Uzumaki westchnął ciężko, opuszczając głowę i nadal nie patrząc na niego.
- Tak, wszystko pamiętam… Zacząłem sobie przypominać kilka dni po odzyskaniu świadomości, wszystko powoli wracało. Teraz, już od kilku dni,pamiętam każdy szczegół swojego marnego życia…
- Dlaczego nic nie powiedziałeś? – warknął zdenerwowany Uchiha, czując narastającą złość. Jeśli to jakiś głupi żart…
- Dlaczego?! Jeszcze się pytasz?! – krzyknął blondyn patrząc na niego.Po jego policzkach płynęły łzy. – Po raz pierwszy mogłem się poczuć jak prawdziwy człowiek, kiedy wszyscy byli dla mnie mili i zwracali na mnie uwagę!I po raz pierwszy ty zwracałeś na mnie uwagę, przez to co powiedział demon! I myślałem, że to nic złego, że jeśli kilka dni będę udawał, że wciąż nie pamiętam, to chociaż ten krótki czas będę szczęśliwy, bo będę mógł się oszukiwać, że ci na mnie zależy! – przerwał krztusząc się łzami i zrywając gwałtownie z parapetu. – Jeśli już wszystko wiesz, to nie będę ci się więcej naprzykrzał…
Blondyn próbował rzucić się biegiem w stronę drzwi, wyminąć zszokowanego Sasuke i uciec. Ale ciało bruneta zareagowało samo, nie czekając na otępiały umysł. Złapał za ramię przebiegającego Naruto, przyciągając go do siebie i obejmując mocno, nie pozwalając się wyszarpnąć. Uzumaki w końcu się poddał, wtulając w jego ramiona i ciągle płacząc. Sasuke opadł powoli na podłogę, pociągając za sobą Naruto.
- Młotku… jak mogłeś pomyśleć, że zajmuję się tobą tylko przez to, co powiedział? – spytał szlochającego w jego objęciach blondyna. – To dla ciebie wróciłem do wioski i tylko na tobie mi zależy. Chcę żebyś mi się naprzykrzał do końca życia, bo jesteś moim życiem…
Siłą podniósł do góry zapłakaną twarzyczkę, patrząc w przestraszone błękitne ślepka, ciągle zalane łzami. Pochylił się i musnął różowe usteczka wargami. Były mokre i słone od łez, jednocześnie stanowiły najdoskonalsze dzieło natury. Jego dłoń powędrowała na opalony kark, bez problemu odnajdując napięte mięśnie. Był Uchiha i doskonale potrafił zapamiętać raz poznaną rzecz. Rozluźnienie blondyna nie stanowiło dla niego najmniejszego problemu. Popchnął go do tyłu,przewracając na parkiet i szybko usiadł na jego biodrach. Scałował delikatnie ślady łez z zaczerwienionych policzków, a potem przeniósł się na kuszącą szyję…Naruto sapnął zaskoczony, poruszając się pod nim niepewnie.
- Sasuke… co… co ty robisz…
- Pokazuje ci… że wcale nie musisz… się oszukiwać… że… mi… na… tobie…zleży… – Sasuke wymruczał pomiędzy pojedynczymi pocałunkami. Ściągnął z blondyna koszulkę, pieszcząc ustami jego obojczyki i sutki…
- Ale jak… jak to… och… – Naruto jęknął głośno, kiedy brunet poruszył biodrami, ocierając się swoją mocno już pobudzoną męskością o jego krocze.Zarumienił się słodko i zamknął oczy. Zrozumiał.
Sasuke widząc, jak Uzumaki całkowicie mu się poddaje, uśmiechnął się szeroko i zaczął ustami sunąc coraz niżej, wzdłuż kuszącego ciałka. Teraz już nic nie stanie na przeszkodzie ich szczęściu.

Rozdział 10

(betowała Lilian)
Sasuke niósł Naruto przez dom bez najmniejszego problemu – chłopak był lekki jak piórko. Zastanawiał się jak może istnieć na świecie tak niewinna istota. Szczupły blondynek którego trzymał w rękach, zasnął w połowie drogi do swojego pokoju, cały czas wtulony w bruneta. Uchiha uśmiechnął się czule,mimowolnie opierając policzek na jego złotej główce. Naruto był ciepły i delikatny, a jego postawa wyrażała pełną ufność. Sasuke nie rozumiał jak może mu ufać po tym wszystkim, jak w ogóle może ufać ludziom… Ale w końcu stracił pamięć. Wszystko się zmieni kiedy ją odzyska, bo to w końcu musi nastąpić.Brunet sam nie wiedział czy cieszy się z tego faktu. Z jednej strony wiedział,że powinni blondynowi umożliwić odzyskanie wspomnień, ale… w jego wnętrzu coś rozpaczliwie krzyczało, że Uzumaki może go odrzucić, jeśli przypomni sobie, to co się stało. Że to prawdopodobnie ostatni raz kiedy może go bezkarnie trzymać w ramionach. Tylko, że nazywał się Uchiha. A nazwisko do czegoś zobowiązuje,nawet jeśli tym „czymś” jest bycie zimnym draniem. Sasuke po prostu nie mógł pokazać targających nim obaw.
Westchnął cierpiętniczo, wchodząc do pokoju blondyna. Pochylił się nad łóżkiem, próbując delikatnie położyć śpiącego w pościeli. Naruto jednak ściśle obejmował jego kark, nie puszczając nawet we śnie.
Sasuke nie widząc innego wyjścia uwolnienia się usiadł na brzegu łóżka,opierając blondyna na swoich kolanach i uwolnioną ręką sięgając jego ramion.Próbował rozluźnić uścisk i wrócić do tych debili na dole… Jednak ramiona oplatające jego szyję tylko mocniej się zacisnęły, a sam Naruto zamruczał coś niewyraźnie pocierając policzkiem o jego obojczyk.
Brunet popatrzył na niego zaskoczony i zamarł przyglądając się jego twarzy. Pierwszy raz widział go na spokojnie z takiej odległości. Sama doskonałość. Blond kosmyki, dłuższe niż pamiętał, spokojnie opadające na czoło i kark, jak zawsze w nieładzie. Gęste ciemne rzęsy rzucające delikatny cień na zarumienione od snu policzki. Rozchylone różowe usteczka, nieduży marszczący się od jakiś sennych wizji nosek. Lisie blizny…
Nieświadomie wyciągnął dłoń, muskając opuszkami palców cienkie linie przypominające wąsy. Były takie delikatne… Blondyn zamruczał jak kot, wtulając policzek w jego dłoń. Sasuke uśmiechnął się i pogładził go delikatnie,przesuwając dłoń dalej i oplatając opalony kark. Wyczuł ścięgna napięte nawet w czasie snu. Nie zastanawiając się nad tym co robi, zaczął delikatnie masować kark, czując jak kolejne partie mięśni miękną pod jego dotykiem. Naruto też stawał się coraz bardziej miękki, bezwładny. Jego dłonie opadły, uwalniając bruneta.
Sasuke zdumiony popatrzył na drobne ciałko, całkowicie rozluźnione.Ułożył go wygodnie pośrodku łóżka, przykrywając kocem. Odsunął się i przez chwilę patrzył jak blondyn wyczuwając brak drugiej osoby marszczy brwi zaczyna kręcić się pościeli, zwijając się w końcu w kłębek. Poprawił jeszcze jego koc i cicho wyszedł z pokoju, przymykając drzwi.

Rozdział 9

(betowała Lilian)
Wiedział, że Sasuke będzie zły. Wiedział, że jeśli blondynowi choć włos spadnie ze złotej główki to przywódca Hebi rozszarpie go na kawałeczki. Ale nie mógł pozwolić się tak obrażać i to jeszcze małemu słabemu zniewieściałemu dzieciakowi! Nikt nie będzie lekceważył jego miecza!
Odsunął od siebie myśli o zemście Sasuke. Przecież nie chce skrzywdzić Naruto, da mu tylko porządną nauczkę. Przestraszy, upokorzy, może nabije parę sińców. Właśnie dlatego stali teraz na trawniku przed domem mierząc się spokojnymi, oceniającymi spojrzeniami. Blondyn podobno był potężnym shinobi zanim opanował go demon, ale od uwolnienia nie zachowywał się już tak jak powinien zachowywać się ninja. W jego postawie nie było ostrożności, pozwalał się podejść Karin, która napadała go przy każdej możliwej okazji. Nie bronił się, pozwalał Sasuke odciągać natrętną dziewczynę, chował się i uciekał. Nawet jeśli kiedyś był potężny, to stracił to przez demona.
- Może straciłem pamięć, ale dalej potrafię posługiwać się czakrą –Naruto stał całkowicie rozluźniony, tylko uważnie patrzył na przeciwnika. – Bo to sama czakra jest najpotężniejszą bronią ninja. Nie brutalna siła, nie techniki. Tylko czysta czakra. Kiedy się to zrozumie, można stać się potężnym,ale jest to droga pełna bólu i wyrzeczeń – Nie mówił już jak radosne dziecko,które poznali. Jego głos był pewien siebie i stanowczy. – Zaatakuj… zaatakuj, aja pokażę ci  jak łatwo przeciwnik może ominąć twoją broń…
Siugetsu zawył z wściekłości. Jak ten smarkacz śmiał! Znowu go lekceważy, znowu obraża. Już za chwile gorzko tego pożałuje, a Jugo stojący na werandzie i obserwujący pojedynek będzie świadkiem jego klęski! Skupił się i jego ramiona od razu stały się większe i umięśnione. Nie będzie się ograniczał!
Zamachnął się z całej siły celując w sylwetkę blondyna. Ten atak miał go tylko sprawdzić… Naruto od razu podskoczył pionowo w górę, przeskakując nad ostrzem. Suigetsu przeszedł kilka kroków pociągnięty siłą ostrza i popatrzył na blondyna.
- Brutalna siła. Nie potrzeba nawet używać czakry, żeby uniknąć ataku,za to łatwo cię pokonać, kiedy odsłaniasz się pociągnięty własnym ostrzem –blondyn dalej stał spokojnie nie wykonując żadnego ruchu. Białowłosy musiał przyznać, że źle go ocenił. Natychmiast wyciągał odpowiednie wnioski i widział słabość jego ataku. Ale przecież siła nie była jego jedynym atutem. Ponownie rzucił się na blondyna atakując z równą siłą, ale za to szybciej i lepiej kontrolując miecz.
Naruto umknął przed ostrzem, z gracją unikając kolejnych cięć. Poruszał się jak tancerz. Jego ruchy były płynne, ale też nieprzewidywalne, Suigetsu nigdy nie potrafił przewidzieć w którą stronę się uchyli. Jednocześnie wykonywał możliwie jak najmniejszy ruch, czasami uchylając się jedynie o milimetry i prawie nie odrywając stóp od ziemi. Białowłosy reagował natychmiast, ale blondyn zawsze był dwa kroki do przodu. W końcu musiał zrezygnować i z tej metody walki.
- Siła połączona z szybkością i techniką – Naruto skomentował patrząc na przeciwnika pijącego zachłannie wodę. – to znacznie lepszy sposób walki.Jednak dalej nie odnosi skutku. Ja dalej nie musiałem używać czakry, a ty szybko zmęczyłeś się atakami, jeśli miałbym towarzyszy, albo walczył na poważnie nie miałbyś szans. Taki pojedynek jest za długi – kolejne słuszne wnioski. Suigetsu uśmiechnął się złośliwie, zabawa była coraz lepsza. Pora wyciągnąć kolejne asy z rękawa. Odrzucił kubek z wodą i zaatakował po raz trzeci.
Ruszył frontalnie na blondyna, który automatycznie uskoczył. Nie mógł jednak uniknąć drugiego ostrza, którym zaatakował go klon.
- Teraz cię ma… – białowłosy urwał w pół słowa. Blondyn nie uniknął ostrza. Zablokował je gołą dłonią, zatrzymując w miejscu. Uchylił się od wody chlapiącej z rozpływającego się klona. Popatrzył z uśmiechem w okrągłe ze zdziwienia oczy.
- Coraz lepiej. Gdyby nie doskonała kontrola czakry byłoby ze mną cienko – pokazał dłoń, której wnętrze błyszczało czakrą. Nie było na niej nawet skaleczenia. – Ale zawsze mogłem być klonem… W dodatku pokazałeś mi swoją największą słabość. Gdybyśmy byli wrogami, teraz mógłbym cię bez problemu zabić.
- Jak to?! Niby jaka to słabość?! – Suigetsu był coraz mniej pewny siebie. Gdyby tego nie zobaczył, nie uwierzyłby, że można zatrzymać miecz samą dłonią.
- Jeśli ktoś nauczy się kontrolować czystą czakrę… może nadać jej dowolny kształt i właściwości – w jego dłoni pojawił się identyczny miecz, w całości utworzony z połyskliwej niebieskiej czakry. Po paru sekundach rozmył się i zamienił w smukłą katanę, następnie w wachlarz i w końcu w gołębia, który oderwał się od dłoni i poleciał w niebo, rozpływając się w powietrzu metr od blondyna. – Do tego dążył mój mistrz, ale zabrakło mu czasu. Jednak ja pracowałem dalej… Mogę mojej czakrze nadać nie tylko kształt, a tutaj objawia się twoja słabość!
Suigetsu nie rozumiał o co mu chodzi. Jednak po chwili popatrzył na wyrastający dookoła niego okrąg czakry. Jej kształt coś mu przypominał, coś co budziło niepokój. Kiedy już otoczyła go ze wszystkich stron strzelając w górę jasnymi językami, zaczęła zmieniać kolor, a powietrze wewnątrz stało się nieznośnie gorące. I wtedy zrozumiał. Naruto otoczył go ścianą ognia. Ognia,który przy jego zdolnościach zabije go w paręnaście sekund.
W momencie kiedy sobie to uświadomił, płomienie zniknęły. Popatrzył na Naruto, który uśmiechał się radośnie. Teraz już nie był dla niego słabym dzieciakiem. Zrozumiał, że niepozorny blondyn jest tak naprawdę bardzo potężny.Jego brak ostrożności nie był oznaką słabości tylko siły. Naruto po prostu nie musiał się pilnować. Raczej nikt nie byłby w stanie go pokonać.
- Co tu się do diabła dzieje?! – pełną konsternacji ciszę przerwał krzyk Sasuke stojącego w drzwiach na werandę. – Dlaczego wygląda to na pojedynek, a ty w dodatku masz miecz?! – zwrócił się z furią do Suigetsu.
- Ja… – nie wiedział co w zasadzie powiedzieć.
- To proste! – zaszczebiotał blondyn podbiegając do bruneta. – Chciałem trochę się rozruszać, więc postanowiliśmy razem potrenować.Suigetsu jest taki silny! – otarł się o bok zdumionego Sasuke. – Ale teraz jestem już strasznie zmęczony… – popatrzył na niego prosząco – zaniesiesz mnie na górę?
Sasuke przez chwilę nie reagował. Po czym uśmiechnął się do Naruto i wziął go na ręce. Blondyn natychmiast oplótł jego kark rękami i wtulił się w ciepłe ciało kolegi. Z cichym pomrukiem przymknął oczy, pozwalając chwycić się mocniej. Brunet uśmiechnął się z zadowoleniem i ruszył do domu, rzucając jeszcze wściekłe spojrzenie Suigetsu i Jugo. Niemo przekazywał, że będą mu musieli wszystko wytłumaczyć, i że ta rozmowa nie będzie przyjemna…

Rozdział 8

(betowała Lilian)
Najbliższe dni wyglądały podobnie. Blondyn panicznie bał się Karin i najwidoczniej najbezpieczniej czuł się koło Jugo, którego nie odstępował na krok. Sasuke stawał się coraz bardziej wściekły, bo kiedy próbował go odciągnąć od rudzielca, Naruto zaczął się trochę bać także jego. W dodatku Karin przestała się nim zachwycać, stwierdzając, że czakra Naruto jest wspanialsza niż czakra Sauke czy jakiekolwiek innego ninja. Nie przejmowała się zupełnie tym, że coraz bardziej denerwuje swojego byłego idola, skupiając się napolowaniu na blondyna. Rudzielec natomiast traktował ich nowego współlokatora jak płoche zwierzątko. Pozwalał mu się chować za swoimi plecami i na nic nie naciskał. Za to Suigetsu przyglądał się wszystkiemu z boku i tylko się śmiał.Nie rozumiał jak taka niepozorna osóbka mogła wprowadzić takie zamieszanie do ich grupy. Nie rozumiał do czasu…
Karin zrezygnowana poszła na zakupy, a Sasuke zamknął się w swojej sypialni. Naruto widząc, że ich nie ma zszedł z kanapy, na której siedział przytulony do boku Jugo i stanął niedaleko białowłosego, przyglądając się jak ostrzy miecz. Chłopak chciał go zignorować, ale czuł się niepewnie pod spojrzeniem jasnoniebieskich oczu… Poruszył się niespokojnie i zacisnął zęby,nie odrywając się od pracy.
- Ano… to musi być potężna broń prawda? – blondyn zapytał z uśmiechem.– Musi być trudno opanować taki miecz.
- Sam się przekonaj! – Suigetsu sam nie wiedział czemu to zaproponował.Nigdy nie pozwalał nikomu dotykać miecza. Ale ten dzieciak pewnie nawet go nie podniesie, pomyślał złośliwie podając mu rękojeść.
Naruto klasnął radośnie w dłonie i złapał miecz. Przez chwilę ze zmarszczonymi brwiami warzył go w dłoni, po czym szybko stanął pewniej na nogach i zamachnął się ostrzem. Jego spojrzenie stało się zupełnie inne niż przez ostatnie dni – nie było już łagodne i niewinne, w niebieskich tęczówkach błysnęła żelazna wola i pewność siebie. Blondyn wykonał serię cięć,błyskawicznie obracając ostrze w powietrzu. Ze śmiechem popatrzył na osłupiałe miny swoich towarzyszy. Podrzucił miecz tak, że zawirował w powietrzu i ponownie złapał rękojeść.
- Naprawdę jest wspaniały – oddał miecz białowłosemu. Fioletowe tęczówki spojrzały zaskoczone. NIKT nie był w stanie tak lekko posługiwać się TYM mieczem. W dodatku oczy blondyna były inne niż zwykle, zupełnie jakby był inną osobą. – Ale to tylko broń. W walce z shinobi stanowi słabość – jego głos także się zmienił, był chłodny i opanowany.
- Jak śmiesz! – Suigetsu stracił nad sobą panowanie. – Nikt nie oprze się temu ostrzu!
- Chcesz się przekonać, o czym mówię? – Naruto przestał się śmiać.
- A co masz na myśli?
- Pojedynek… taki towarzyski, nic poważnego. Przekonamy się jak wypada miecz w walce ninja.

Rozdział 7

(betowała Lilian)
Cała wioska pogrążyła się w milczącym oczekiwaniu. Wszystkie misje zostały odwołane, ponieważ nikt nie miał do nich głowy. Naruto nadal spędzał czas w szpitalu, mimo, że fizycznie czuł się całkiem dobrze. Zachowywał się jak radosne dziecko, chociaż bał się dotyku i widoku nieznanych sobie ludzi. Nikt nie wiedział, co z nim zrobić, jego mieszkanko już dawno zostało wynajęte komu innemu. Odwiedzało go mało osób, wszyscy czuli się potwornie winni, kiedy na niego patrzyli. Dopiero teraz widzieli jaką wspaniałą mógł być osobą, gdyby nieokrutne traktowanie przez ludzi z wioski w dzieciństwie. Nie potrafili patrzeć w te łagodne oczy ze świadomością, że wszystko w co blondyn teraz wierzy jest kłamstwem.
Po kilku dniach Sasuke stwierdził, że nie można dłużej trzymać Naruto w szpitalu, więc zaproponował, że zabierze go do siebie.
- Ale… Nie będę ci przeszkadzał? – Naruto popatrzył niepewnie na bruneta. – Bo wiesz, nie chciałbym ci sprawić kłopotu. Myślę, że jeśli kiedyś miałem swoje mieszkanie, to może mógłbym znowu coś wynająć…
- Nie! – Naruto drgnął przestraszony, a Sasuke skrzywił się mimowolnie.Nie chciał odpowiadać tak gwałtownie. – Mój dom jest duży i nie będzie to żadnym kłopotem. Zbierz swoje… – przerwał ze świadomością, że blondyn nie ma żadnych swoich rzeczy. – Przygotuje dla ciebie pokój i wrócę z jakąś godzinę,wtedy razem pójdziemy do domu. Dobrze?
Naruto uśmiechnął się promiennie i przytaknął. Wydawał się faktycznie szczęśliwy. Tak szczęśliwy jak nigdy wcześniej. Patrzył na odchodzącego kolegę jak psiak na ukochanego właściciela. Sasuke odchodząc czuł uścisk w piersi.

_-*-_

Jego kompani pomogli mu wysprzątać nieduży pokoik, znajdujący się naprzeciwko jego sypialni. W szafie ułożyli też nieduży stosik ubrań w ciemnych kolorach, które kiedyś należały do Sasuke, a teraz już były za małe. Blondyn był drobniutki, więc powinny na niego pasować. Karin zabrała się za gotowanie obiadu, a Suigetsu i Jugo siedzieli jak zwykle w salonie nic nie robiąc. Młody Uchiha pokręcił głową z niesmakiem i ruszył z powrotem w stronę szpitala.
Wszedł bez pukania do sali Naruto i zamarł w drzwiach patrząc na uroczy widok jaki przedstawiał sobą Naruto. Ubrany w luźne czarne spodnie i biały podkoszulek, spał zwinięty w kłębek na łóżku. Musiał usnąć czekając na powrót Sasuke.
Brunet podszedł do niego cichutko i samymi opuszkami palców pogładził delikatny policzek, przecięty trzema cieniutkimi bliznami przypominającymi lisie wąsy. Blondynek tylko zmarszczył nosek mrucząc coś niewyraźnie i spał dalej. Nie obudziło go też lekkie potrząsanie za ramię, spał wyjątkowo mocno.
Sasuke z cichym parsknięciem podciągnął go do góry, opierając o swoje plecy, i łapiąc pod kolanami podniósł. Naruto poruszył się delikatnie, ale jego oddech dalej był głęboki i spokojny. Wtulił twarz w odsłonięty kark Uchihy i zadowolonym westchnieniem znieruchomiał. Sasuke popatrzył na niego przez ramię i uśmiechnął się widząc słodko rozchylone usteczka i zarumienione od snu policzki. Tak, tego młotka mógłby cały czas nosić na rękach.
Wywołali niemałą sensacje w wiosce. Widok znienawidzonego zdrajcy niosącego na plecach ich ukochanego Naruto wzbudzał poruszenie i niepewność.Wiedzieli, że to on uratował Naruto od demona, ale uprzedzenia trudno było pokonać. Dopiero teraz wszyscy mieszkańcy wioski przestali patrzeć na niego z pogardą i nienawiścią – czuli się równie winni, widzieli jak bardzo skrzywdzili to dziecko.
Blondyn nie zwracał najmniejszej uwagi na gwar ulicy, obudziło go dopiero trzaśnięcie zamykanych drzwi. Sasuke czując jak się przeciąga postawił go delikatnie na ziemi, z ciekawością patrząc na jego reakcję. Naruto stał mrugając i niepewnie patrząc na trzy osoby stojące w korytarzu. Nie zdążył jeszcze w pełni uświadomić sobie co widzi kiedy Karin rzuciła się w jego stronę wieszając mu się na szyi. Przestraszony próbował się cofnąć, ale tylko potknął się o dywanik, przewracając się do tyłu i pociągając za sobą dziewczynę. Karin wydawała się zachwycona sytuacją, czego nie można powiedzieć o chłopaku, który z przerażenia nie potrafił nawet jej odepchnąć, a w jego oczach momentalnie zebrały się łzy. Sasuke z wściekłością oderwał od niego Karin, a Jugo pomógł mu się podnieć. Blondyn od razu schował się za olbrzymim rudzielcem, drżąc i zaciskając piąstki na jego koszuli. To jeszcze bardziej zdenerwowało bruneta,który czuł zwyczajną zazdrość. Naruto powinien chować się za nim!
Suigetsu stał cały czas pod ścianą i śmiał się z całej sytuacji.Najbliższe dni zapowiadały się bardzo ciekawie. Pierwszy raz od wielu miesięcy maślany wzrok Karin nie był utkwiony w Sasuke, tylko w drobnym drżącym ciałku ukrytym za Jugo. Sasuke z wypiekami wściekłości nieświadomie zaciskał dłonie na jej gardle, spojrzeniem sztyletując rudego. Dobrze, że on sam nie miał żadnych planów wobec jasnowłosego malca, przynajmniej obędzie się bez kłopotów.

Rozdział 6

(betowała Lilian)


Po tym wszystkim rozpętało się istne piekło. Nikt nie wiedział co począć, wszyscy czuli się zagubieni i przerażeni. Wszyscy medycy zostali postawieni na nogi i każdy próbował coś zrobić. Kilku zajęło się osłabionymi członkami ekipy pieczętującej i Sasuke. Całkiem sporo z nich starało się uspokoić Tsunade i odciągnąć ją od zdezorientowanego blondyna, którego nie chciała wypuścić z ramion. Reszta próbowała zrozumieć co się stało i wymyślić jakiś plan działania.
Sam Naruto siedział w jednym ze szpitalnych pokoi i patrzył łagodnie na Sakurę, odpowiadając na jej pytania. Powiedzieli mu, że długo był chory i dlatego może nie pamiętać. Nie pamiętał absolutnie nic. Posiadał całą widzę o świecie jaką zdobył do tej pory, ale nie pamiętał ani swojego życia, ani żadnych osób. Zachowywał się też zupełnie inaczej niż zwykle. Nie było w nim tej rezerwy i świadomości oddalenia od innych. Uśmiechał się naturalnie i wyglądał wtedy wyjątkowo rozkosznie. Nie paplał jak najęty i nie wygłupiał się,był za to spokojny i ujmująco uprzejmy. Jego oczy były pełne ciepła i dobroci.Był ufny i wydawał się szczęśliwy. Zmartwił się trochę na wieść, że nie ma żadnej rodziny. Ale zaraz z rozbrajającym uśmiechem zapytał:
- Czy ty… byłaś moją przyjaciółką? Jesteś dla mnie taka miła…
- Jaaa… – Sakura zająknęła się. – Tak. Chodziliśmy razem do szkoły i później też się przyjaźniliśmy. – uznała, że dobrze postąpiła widząc radość w niebieskich tęczówkach.
- To dobrze. Cieszę się że miałem taką przyjaciółkę  – zaszczebiotał. – Czy miałem też innych przyjaciół? Przedstawisz mi ich? Tutaj jest tyle miłych ludzi, na pewno wielu z nich było mi bliskich kiedy nie miałem rodziny, prawda? Czy myślisz, że im należycie podziękowałem? Przecież powinni wiedzieć jak bardzo cenię ich pomoc, nawet jeśli nie pamiętam… – spojrzał na dziwną minę dziewczyny. – Prawda?
- Och… tak, tak, z pewnością im podziękowałeś. Teraz powinieneś odpocząć, a kiedy odzyskasz siły poznasz z powrotem wszystkich przyjaciół…
- A ten chłopak? Czy on też…
- Tak on też. Tylko, że dawno go nie widziałeś bo wyjechał. Położysz się teraz spać?
- Jeśli twierdzisz, że powinienem… Tylko… Czuje się bardzo niepewnie…
- Wiem, ale to niedługo minie. Śpij…

_-*-_

Kiedy Sakura zdała raport z przeprowadzonego wywiadu Tsunade załamała się kompletnie wybuchając głośnym płaczem, a Sasuke odwrócił się do ściany i przestał się do kogokolwiek odzywać. Sakura jako jedyna była jeszcze w stanie cokolwiek zdziałać, więc postanowiła nie czekać. Najpierw podała Tsunade silne leki uspokajające i wysłała Sasuke do łóżka. Wezwała Shizune i kazała natychmiast wysłać wiadomość do Kazekage z dokładnymi informacjami o Naruto.Wiedziała że Gaara czeka na jakiekolwiek wieści, nim też bardzo wstrząsnął los chłopaka.
Usiadła w biurze i razem z Shizune zajęła się papierkową robotą. Zwykle siedziała tu z Naruto – ona zajmowała się dokumentacją szpitala, a on wioski –dużo się nauczył i przed porwaniem już w większości przejmował obowiązki Hokage. Potem, po wypadku Naruto, do papierzysk wróciła Tsunade, która nie mogła się pogodzić ze stratą blondyna i po raz pierwszy w życiu nie odkładała żadnych raportów na później, zajmując się wszystkim od razu, ale teraz była nieprzytomna od leków. Shizune już od dawna nie musiała się tym zajmować, ale teraz nie chciała myśleć o wszystkim co się stało. Jak inni cieszyła się, że Naruto wrócił, ale to, że stracił pamięć…
Siedziały w dwójkę całą noc, a rano od razu rzuciły się w wir pracy.Nie pozwalały sobie na chwilę odpoczynku, żeby jak najbardziej zagłuszyć zmartwienia. Wiele osób poszło w ich ślady, więc cały szpital był niezwykle pobudzony. Wszyscy czekali na decyzję Sakury, co robić dalej…

Rozdział 5

(betowała Lilian)
Przygotowania trwały dwa dni. Wszystko musiało być gotowe w najmniejszych szczegółach. Każdy z obecnych wiedział, że to jedyna i ostatnia szansa na ocalenie Naruto.
Wszyscy patrzyli z przerażeniem na drobne ciało szarpiące się w łańcuchach. Lis był wyraźnie wściekły. Żeby zbliżyć się do demona, musieli rozciągnąć łańcuchy między ścianami, napinając je tak, że nie mógł się ruszyć.Bestia wyła i szarpała się jednak łańcuchy były zbyt mocne, obłożone specjalnymi pieczęciami i napełnione czakrą…
Kilku medycznych ninja zaczęło składać pieczęcie, oplatając demona siecią błękitnych płomieni. Demon z wściekłością szarpnął łańcuchami, a wycie stało się głośniejsze, docierając w najgłębsze zakamarki duszy, przerażając i wywołując odruch ucieczki. Wyszkoleni shinobi potrafili nad tym zapanować,jednak było wyraźnie widać strach w ich spojrzeniach.
Sasuke zbliżył się powoli i złożył dłonie. Wystarczyła chwila, a znalazł się w umyśle Naruto. Mroczny korytarz wyglądał zupełnie inaczej, ściany były w wielu miejscach popękane i podrapane, pochodnie pogaszone… Wykorzystując wściekłość demona, przebiegł koło miotającego się ciała niezauważony. Kierował się głębiej, tam gdzie kiedyś widział olbrzymią bramę. Przebiegł przez uchylone wrota i zamarł, zapominając na chwilę o tym co ma robić. Poczuł jak łzy płyną po jego policzkach i nie potrafił zareagować…
U jego stóp, na brudnej posadzce leżało zmasakrowane ciało blondyna.Każdą widoczną część skóry pokrywały głębokie rany, widoczne było też, że ma połamane kości… Nie ruszał się, a przy każdym słabym oddechu na ustach pojawiały się krwawe bańki. Sasuke od razu zauważył świeże ślady po szponach przecinające jego pierś – najwidoczniej rany które zadał sobie demon,natychmiast pojawiały się na tym drobnym ciałku, tylko że tutaj nie leczyła ich pomarańczowa czakra…
Sasuke z trudem odwrócił się od ukochanego i wrócił do bramy. Wiedział,że musi się spieszyć.
Zerwał kartkę z pieczęcią z bramy i wrócił na drugą stronę. Stojąc obok Naruto zatrzasnął wrota zaklejając je papierem. Ostatni raz spojrzał na zakrwawionego  blondyna i złożył kolejną pieczęć, wracając do własnego ciała.
Kiedy tylko znowu znalazł się w pomieszczeniu rzucił Tsunade porozumiewawcze spojrzenie i zachwiał się na nogach. Od razu chwyciły go delikatne ręce. Spojrzał w bok i ze zdziwieniem ujrzał różowe włosy Sakury.Zdecydowanym ruchem posadziła go na podłodze i nadal podtrzymując za ramiona patrzyła na Hokage. Sasuke spojrzał tam gdzie ona.
Kiedy tylko blondynka zrozumiała, że się udało doskoczyła do Naruto,wbijając palce w jasną skórę na brzuchu, dookoła widocznej tam pieczęci. Czakra otaczająca jej dłoń natychmiast przelała się w symbol, który zmienił się delikatnie. W tym samym momencie demon wrzasnął, tym razem z przerażeniem, anie wściekłością. Okrzyk rozdzierał uszy wszystkich obecnych przez dwie lub trzy sekundy, po czym ścichł i zmienił się w zwykły ludzki krzyk.
Naruto krzyczał, a jego ciało trzęsło się w targających nim drgawkach.Nikt się nie poruszył, za bardzo bali się, że to kolejny podstęp Lisa. Dopiero kiedy drgawki ustały, a ciało blondyna zwisło bezwładnie w łańcuchach Godaime zbliżyła się, cały czas nie spuszczając z niego bacznego spojrzenia.
Najpierw sprawdziła dłonie Naruto i z zadowoleniem stwierdziła, że to normalne dłonie człowieka. Łapiąc za podbródek podniosła jego głowę. W każdej chwili oczekując ataku wyciągnęła dłoń i uniosła jedną powiekę. Dopiero teraz pozwoliła sobie na uśmiech, patrząc na błękitną jak niebo tęczówkę. Gestem nakazała obecnym shinobi odpiąć łańcuchy. Pomimo osłabienia bez problemu złapała bezwładne ciałko na ręce i tuląc je do siebie ruszyła z nim w stronę Sasuke.
Położyła Naruto na ziemi, tak że głowę opierał na kolanach bruneta.Uśmiechnęła się radośnie i poczochrała czarne włosy Uchihy.
- Dziękuje – mruknęła, po czym poklepała delikatnie policzek blondyna.– Naruto! Hej, Naruto obudź się…
Blondynek zamruczał coś, po czym podniósł łapki i przetarł nimi ślepka.Popatrzył niezbyt przytomnie najpierw na Tsunade, potem na Sasuke, a w końcu na wszystkich otaczających ich ludzi. Wszyscy poczuli ulgę, widząc ten ukochany błękit. Patrzyli na Naruto czekając na to co powie. Blondyn zmarszczył tylko brwi i jeszcze raz się rozejrzał. Spojrzał znowu na Tsunade i drżącym,zachrypniętym głosem zapytał:
- Kim… Kim wy jesteście?

Rozdział 4

(betowała Lilian)
Nie wychodził z pokoju już od trzech dni. Ignorował dobijających się do drzwi towarzyszy, aż w końcu dali mu spokój. Od Hokage nikt nie przyszedł, więc pewnie Sai opowiedział im jak zareagował na widok Naruto.
Nie potrafił otrząsnąć się z szoku jaki wywołało w nim to spotkanie… Kiedy wracał do zdrowia, uświadomił sobie, że drobny blondyn jest jedyną osobą, która kiedykolwiek była ważna w jego życiu… Że czuje do niego coś więcej niż tylko przyjaźń, że chce spędzić z nim całe życie,ochraniać go i sprawiać żeby był szczęśliwy. To dla niego chciał wrócić do wioski, przecież blondyn tyle czasu próbował go namówić żeby wrócił… A teraz nagle okazało się, że przez niego ta drobna wesoła istotka już nie istnieje,teraz jest tylko naczyniem dla okrutnego demona… Nie wiedział ile prawdy jest w tym co demon mówił o zadawaniu bólu Naruto, ale czuł się jeszcze bardziej winny.
Wracał ciągle myślami do ich ostatniego spotkania. Do tego jak zimno go potraktował, jak wdarł się do jego umysłu rozmawiając z Lisem, nie mając świadomości, że może on kiedyś opanować… Wdarł się…
Sasuke zerwał się na równe nogi. Jeśli jest tak jak pomyślał… To może być jedyna szansa dla blondyna… Musiał to sprawdzić.

_-*-_

Hokage siedziała przodem do okna zastanawiając się nad słowami bruneta.Była zaskoczona kiedy wtargnął do jej gabinetu, krzycząc, że musi mu pomóc.
- Zrozum, że już wiele razy próbowaliśmy ponownie go zapieczętować, ale nasze próby tylko go rozwścieczały. Najdziwniejsze jest to, że dawna pieczęć nie zniknęła…
- Bo nie została zerwana! – Sasuke przerwał, nie myśląc o tym że jest niegrzeczny. – Naruto nie mógł jej złamać, on tylko ją… tak jakby… rozluźnił? –nie potrafił dobrać słów. – Ta pieczęć jest jak brama, która zamykała demona wewnątrz Naruto. Kiedy sięgnął po jego moc, brama się uchyliła, a demon wyszedł i teraz nie chce wrócić, za to sam Naruto jest za tą bramą… Kiedyś wdarłem się sharinganem do jego umysłu i wiem jak to wygląda… Pomyślałem, że gdybym się tam dostał i przeniósł pieczęć na drugą stronę bramy, to może dałoby się go znowu zamknąć, tylko że na odwrót, ale to chyba nie ma znaczenia? – popatrzył błagalnie na blondynkę.
- Hmmmm… Może masz racje… – zamyśliła się. – Ale jak chcesz to zrobić?
- Trzeba zająć jego uwagę… Na przykład pozorowaną próbą założenia nowej pieczęci. A ja wedrę się do umysłu Naruto i zajmę się resztą.
- Wiesz, ze to może być niebezpieczne?
- Tak, ale… jestem mu coś winien…
- Czy ty coś do niego czujesz? Zawsze kiedy słuchałam raportów na twój temat… Zawsze mówili o tobie jako o osobie zimnej i bez uczuć. Nie lubiłeś nikogo, a zwłaszcza Naruto…
- Nie! Ja… Naruto… On jako jedyny mnie zaakceptował. Nie wiem dlaczego,zawsze go odtrącałem jak wszystkich. Myślałem tylko o zemście, nie chciałem nic innego. A on był zawsze taki denerwujący z tym swoim śmiechem i wygłupami.Trzeba było go pilnować i w ogóle… A kiedy zabiłem Itachiego i nie wiedziałem co powinienem zrobić, jedyna osoba o której mogłem myśleć… To był właśnie Młotek.
- Kochasz go? – spytała Tsunade patrząc na niego uważnie.
Sasuke zamarł w pierwszej chwili z otwartymi ustami, by zaraz zarumienić się po koniuszki uszu. Dopiero teraz uświadomił sobie co tak naprawdę czuje…
- Myślę, że tak…
- On będzie potrzebował pomocy jeśli nam się uda. Nie wiem czy to wogóle będzie on. Do tej pory nie było przypadków, żeby ktoś był tak opanowany przez demona, więc nie wiemy jakie to będzie miało skutki… Ani fizyczne, ani psychiczne.
- To nieważne! Ja się nim zaopiekuje, zrobię wszystko co będzie potrzeba…
- Dobrze. Właśnie takiej odpowiedzi oczekiwałam. Kiedy możemy zacząć?

czwartek, 9 stycznia 2014

Rozdział 4

Rozdział 4
Usiadł wygodnie opierając się o wezgłowie łóżka i przygarnął Harry’ego do siebie tak, że siedział mu między nogami, wsparty o jego pierś. Jedną ręką trzymał głęboki srebrny kielich, a drugą podtrzymywał chłopca. Zastanawiał się, czy dzieciak mu zaufa i wypije eliksir… W końcu nie miał nic do stracenia.
- Wypij to… Powinieneś poczuć się lepiej – wyszeptał, podsuwając mu puchar. Musiał pomóc mu go utrzymać, bo był za bardzo osłabiony. Jednak wypił bez sprzeciwów.
Efekty było widać od razu. Przestał drżeć i wyraźnie się uspokoił, siedział też pewniej, nie tak,jakby się miał zaraz przewrócić. Nie odsunął się jednak od Voldemorta, jak ten się spodziewał, tylko z westchnieniem ulgi wtulił się w ciepły tors. Czuł się zdecydowanie lepiej. A Riddle uśmiechnął się czule, patrząc na wiercącego się nastolatka.
- Czy możemy teraz porozmawiać? – Tom nie chciał przerywać tej przyjemnej chwili, ale musieli sobie wyjaśnić jeszcze kilka spraw. – Wierzysz mi?
Zdziwione spojrzenie przeraźliwie zielonych tęczówek i niepewne kiwnięcie głową. Tom zadowolony kontynuował.
- Dlaczego czuć od ciebie na kilometr magię leczniczą? I dlaczego byłeś w centrum Londynu, a nie u wuja?
- Booo… Jak wuj się upił to… rzucił się na mnie, a ja nie mogłem się obronić. Jak ludzie od dyrektora mnie zobaczyli, to od razu zabrali mnie do Syriusza – wymamrotał opuszczając głowę.
- Czy ktoś wie o tym co się stało? O twojej… ciąży?
- Tylko Hermiona… Ale ona nic nie powie.
- Możesz mi powiedzieć,dlaczego postanowiłeś się ze mną spotkać? – Jego głos stwardniał. Musiał się tego dowiedzieć.
Harry popatrzył na niego, a jego dolna warga wygięła się w podkówkę. Widząc nieugięte spojrzenie Lorda wtulił się niepewnie w jego koszulę, zaciskając na niej dłoń i cichym drżącym głosem odpowiedział.
- Po tym jak t-t-to się stało… J-ja nie widziałem co robić, czułem się taki brudny i w ogóle… A potem się dowiedziałem o ciąży i już miałem wszystkiego dość. I pomyślałem, że skoro i tak chcesz mnie zabić, to nie ma sensu czekać i, że może chociaż zapewnię im bezpieczeństwo…
Tom złapał chłopaka za podbródek, podnosząc jego głowę. Patrzył na zaczerwienione od łez i wstydu policzki i nagle poczuł się skończonym draniem.
- To przez to, co zrobiłem? – Niepewne kiwnięcie. – Wiesz, że nie chciałem… Gdybym wiedział, że to ty, nigdy bym cie nie skrzywdził… – Jeszcze jedno kiwnięcie. – Czy pozwolisz… – Zaciekawienie i nutka strachu w zielonych oczach na chwilę odebrały mu mowę. Uśmiechając się uspokajająco spróbował jeszcze raz.
- Czy pozwolisz mi zmienić to wspomnienie? Nie magicznie, po prostu pozwól mi dać ci inne, lepsze…Pozwól mi naprawić ten błąd… – mówiąc to, coraz bardziej zbliżał twarz do chłopca.
Harry’ego uspokoił delikatny ton, czuł też olbrzymią senność wywołaną zmęczeniem i wszystkimi dziwnymi zdarzeniami ostatnich dni. Nie rozumiał o co chodzi Voldemortowi, ale zapach starszego czarodzieja go otumaniał, tak jak ciepły oddech owiewający policzki. Nieświadomie przymknął oczy, przytakując niemo w odpowiedzi. Po chwili poczuł delikatne muśnięcia ciepłych warg na swoich ustach, tak inne od nieporadnych pocałunków Cho. Uniósł twarz chcąc to jeszcze raz poczuć.
Tom delikatnie pieścił wargami i językiem miękkie usta Harry’ego. Czując jak chłopiec podnosi głowę i przekręca się przodem do niego, nasilił pieszczotę przygryzając lekko jego dolną wargę. Potter jakby nieświadomie jęknął i uchylił usta, pozwalając na pogłębienie pocałunku. Riddle tylko na to czekając, wsunął język w usta chłopca, badając ich miękkość i smak. Czuł, jak nastolatek drży na całym ciele,pojękując cichutko.
Niechętnie oderwał się od nastolatka, spoglądając na niego z uśmiechem. Miał ciągle wpółprzymknięte powieki,a zaczerwienione wargi rozchylone, łapczywie chwytające powietrze. Całości obrazu dopełniały pokaźne rumieńce i zamglone podnieceniem oczy. Wyglądał tak pociągająco,że Riddle musiał się opanować, żeby się na niego nie rzucić. Oprócz skutków pocałunku, widział też coraz wyraźniejsze oznaki zmęczenia, a nie chciał go kolejny raz skrzywdzić. Odsunął się wstając i przykrywając zaskoczonego chłopca lekką kołdrą.
- Nie dzisiaj malutki…Nie kiedy jesteś zmęczony i przestraszony. – Pogłaskał go po policzku. – Idź spać, a do naszej „rozmowy” wrócimy kiedy odpoczniesz.
- Ale…
- Ciiiii… Naprawdę potrzebujesz się wyspać. Niczym się nie martw, jakoś wszystko załatwimy. Śpij…- Nadał swojemu głosowi hipnotyczne brzmienie. Widział jak Harry przymyka oczy,ale nagle jakby sobie o czymś przypomniał.
- A możesz… um… – Przerwał zawstydzony, chowając twarz w poduszce.
- Powiedz. – Jego głos choć delikatny, był rozkazem i zmuszał do odpowiedzi.
- Mógłbyś zostać zemną? Ja nie lubię zasypiać sam… – wymruczał w poduszkę. Był mu głupio, że to powiedział, ale ostatnio nad sobą nie panował. Rozluźnił się dopiero czując ponowne ugięcie się materaca i ciepłą dłoń wplątującą się w jego włosy. Nawet nie poczuł, kiedy zasnął…

_.-*-._

Harry przekręcił się pod kołdrą, mrucząc cicho z zadowolenia. Było mu ciepło i miękko, czuł się wyjątkowo wyspany. Zaczął się leniwie zastanawiać nad tym co się stało.Wcześniejsze dni wydawały się nierealne i zamazywały się w jego pamięci. Za to ostatni wieczór… Nie otwierając oczu zmarszczył brwi, niepewny swoich emocji.Jego umysł od lat przyzwyczajony do strachu przed Voldemortem, krzyczał na alarm,ostrzegając, że powinien natychmiast uciekać i, że na pewno nie powinien czuć tego, co czuje. Ponieważ czuł wiele dziwnych rzeczy, bardzo dalekich od strachu czy nienawiści.
Był spokojny i zrelaksowany. Mimo że wydawało się to dziwne, w obecności Czarnego Pana miał wrażenie, że jest bezpieczny. Tak, jakby właśnie znalazł prawdziwy dom… Dopiero teraz uświadomił sobie, że nawet w Hogwarcie nie czuł się tak, jak tutaj. Jakby zawsze był na marginesie, nie na swoim miejscu. Tutaj wydawał się właśnie pasować najbardziej. Jego emocje i odczucia to potwierdzały. Podświadomie wiedział, że może mu zaufać… A sam Tom, wydawał się niezwykle czuły i opiekuńczy. Nie był potworem, za jakiego go uważano. Kiedy w nocy, po wypitym eliksirze Harry ponownie zaczął wymiotować, delikatnie zaniósł go do łazienki i podtrzymywał mu głowę, a potem ocierał twarz mokrym ręczniczkiem. Następnie pomógł mu dotrzeć z powrotem do łóżka, otulając pierzyną. I tak przez pół nocy. Tam i z powrotem. Nie zostawił go ani na chwilę.
Pokręcił się jeszcze trochę i wyciągnął rękę szukając okularów. Kiedy tylko je odszukał, popatrzył na fotel stojący tuż koło łóżka. Lord Voldemort siedział na w nim, z dziwacznie przekrzywioną głową i spał poświstując cicho przez nos. Książka, którą czytał w nocy wypadła mu z ręki i leżała na podłodze. Był blady i wymięty, miał wyraźne cienie pod oczami. Ale dla Harry’ego w takiej postaci wydawał się najbardziej ludzki. Tak wyglądał właśnie dlatego, że był ludzki!
Miał zamiar z powrotem zagrzebać się w pościeli i iść dalej spać, kiedy jego uwagę zwrócił cichy szelest dobiegający z podłogi. Wychylił się i zobaczył wpatrujące się w niego gadzie ślepia. Nagini leżała zwinięta u stóp swojego pana niecierpliwie ocierając się o nogi fotela.
- Panie… – zasyczała głośno, unosząc głowę i patrząc na Pottera. – Co TO robi w twoim łóżku?
- Pozwól mu spać… miał ciężką noc. – Harry zasyczał w odpowiedzi. Nie chciał, żeby budziła Toma.
- TO mówi… – Wyraźnie się zdziwiła. – Kim jesteś? – Zwróciła się tym razem bezpośrednio do niego. Jej język załopotał w powietrzu. – Wyczuwam na tobie zapach Pana… ale bez złości i nienawiści… Kim jesteś?
- Ja… jestem jego… – Nie wiedział co powiedzieć. Wąż zaintrygowany zbliżył się, wsuwając kolejne sploty długiego cielska na łóżko.
- Jesteś jego partnerem! Czuje to! Czuje zapach nowego życia, życia które podchodzi od Pana! – Przysunęła się jeszcze bardziej, już w całości leżąc obok nastolatka. – I jesteś ciepły…Mmmmm…
Harry uświadomił sobie,że węże są zmiennocieplne, więc tak wcześnie rano musi być dla niej zdecydowanie za chłodno. Odchylił kołdrę, wpuszczając gada pod spód. Niepewnie zapytał.
- Chcesz się ogrzać? Chodź, tu będzie ci dobrze…
Wąż natychmiast skorzystał z propozycji, owijając delikatnie chłopca i pomrukując zabawnie z zadowolenia. Harry’emu ciężar nie przeszkadzał, był raczej przyjemny, tak jak dotyk miękkiej łuskowatej skóry. Czuł się jakby ktoś go przytulał i uznał, że jest to bardzo miłe. Ułożył się wygodnie i kładąc okulary na półeczce ponownie zaczął zasypiać.

_-*-_

Riddle obudził się gwałtownie, kiedy jego głowa opadła niespodziewanie w dół. Zerwał się, niepewny co się stało. Dopiero po kilku sekundach przypomniał sobie wczorajsze zdarzenia i całą ciężką noc… Spojrzał w stronę łóżka i aż otworzył usta ze zdziwienia.
Harry leżał wtulony w grube cielsko Nagini jak w jakiegoś dziwacznego pluszaka. Poruszył się przez sen, pocierając policzkiem jeden ze splotów i uśmiechnął się z przyjemnością.Lord nie wiedział co zrobić, ale jednego był pewien. Wąż nie może tam zostać,dzieciak się przestraszy, jak się obudzi. Podszedł do śpiącej dwójki z wyciągniętą ręką, jednak od razu musiał odskoczyć. Nagini, kiedy tylko poczuła poruszenie, błyskawicznie zerwała się do ataku. Wystawione na pełną długość ociekające jadem kły i gniewny syk upewniły go, że nie pozwoli podejść do Harry’ego.
- Co ty robisz?! – wysyczał ze złością.
- Bronię… Nie wiedziałam, że to ty Panie. Twój partner mówi i mnie zaprosił, a jest taki rozkosznie ciepły… I w dodatku ma twoje młode… Nie pozwolę się do niego nikomu zbliżyć… - Ponownie zasyczała ostrzegawczo. – Tylko tobie Panie… – dodała jakby po namyśle, opadając ponownie na pościel.
Tom popatrzył na nią zdziwiony. Najwidoczniej Harry sam przyjął ją do łóżka. Ale, że była gotowa go tak agresywnie bronić… Zwykle się tak nie zachowywała. Wykonywała tylko rozkazy. Popatrzył jeszcze raz na węża i uśmiechnął się pod nosem. Jeśli Harry ją lubi, to tym lepiej. Przynajmniej nic mu się nie stanie, Nagini już na tonie pozwoli.
Sprawdził czy nastolatek mocno śpi, po czym krzywiąc się ruszył do łazienki. Że też musiał usnąć na tym fotelu…

Rozdział 3

Rozdział 3  (Betowała Akari)
 Harry siedział w fotelu z kubkiem gorącej herbaty i pudełkiem chusteczek. Tom chodził po komnacie tam i z powrotem, po cichu opowiadając chłopcu o tej okrutnej pomyłce, przez którą tyle wycierpiał.
Opowiedział już jak jego matka, szaleńczo zakochana w przystojnym paniczu, postanowiła zrobić wszystko, żeby zdobyć jego miłość. Jak zawarła pakt ze złym duchem, oddając mu swoje niepoczęte jeszcze dziecko, w zamian za miłość mężczyzny.
„Była szalona i nic się dla niej nie liczyło.
Demon dał jej o co prosiła, ale kiedy tylko poczęte zostało dziecko, nie widział sensu w dalszym wykonywaniu rozkazów kobiety. Tom Riddle senior odszedł, a matka Lorda oszalała z rozpaczy. Bestia podtrzymywał jej marne życie do momentu narodzin dziecka.Później liczyło się dla niego tylko niemowlę, będące jego własnością.
Voldemort przez całe życie walczył z demonem, nie mogąc jednak nic zrobić. Mało kto wiedział jaka jest prawda. Wszyscy uważali, że jest po prostu złym człowiekiem. On sam nie miał nic przeciwko mugolom, to Bestia uważała, że są tylko mięsem, tak samo jak szlamy. Czarodziei czystej krwi uznawał, ale tylko w roli służących.
Zły posługując się jego ciałem zaczął podbijać świat, niszcząc wszystko na swojej drodze, siejąc strach i spustoszenie. I wtedy pojawiła się przepowiednia, wypowiedziana w takim samym brzmieniu przez kilku wieszczów. On sam słyszał ją sześć razy. Siódmy raz został wypowiedziany w obecności dyrektora Hogwartu i podsłuchującego śmierciożercy. Tylko, że ta ostatnia przepowiednia… Trelawney była bardzo słabą wieszczką i nie dała rady przekazać całej przepowiedni. Miejsca w których jej głos się załamywał, powinny być wypełnione słowami. Słowami, których brak zmienił całkowicie znaczenie przepowiedni. Jej cały tekst brzmiał:

„Oto nadchodzi ten, który ma moc pokonania Czarnego Pana,uciszenia jego gniewu i dania spokoju opanowanej duszy. Zrodzony z tych, którzy trzykrotnie mu się oparli, a narodzi się, gdy siódmy miesiąc dobiegnie końca, w świetle pełni księżyca. A choć Czarny Pan naznaczy go jako równego sobie,będzie on miał moc, jakiej Czarny Pan nie zna, moc wiecznej miłości, obcą dla istoty mroku. I jeden z nich musi zginąć z ręki drugiego, bo żaden z nich nie może żyć, gdy drugi przeżyje, mogą istnieć tylko razem – w harmonii.”

Przepowiednia nie mówi więc o tym, że Harry ma zabić Czarnego Pana. Potter jest jedyną osobą, która swoją miłością może dać wolność człowiekowi opanowanemu przez demona,nazywanego Czarnym Panem. Dlatego Tom chciał go odnaleźć przez te wszystkie lata… Jedyną, ponieważ był jedynym dzieckiem które urodziło się tej nocy,podczas pełni księżyca.
Dumbledore źle zrozumiał treść przepowiedni. Chciał chronić chłopca przed Tomem za wszelką cenę, traktując go jako jedyną szansę na pokój. Nie wiedział, że tym samym oddala pokój, który mógł nastąpić tylko kiedy Harry byłby blisko Czarnego Pana.W dodatku zaczął pomagać im jeden ze śmierciożerców, który także słyszał tamtą przepowiednię i uwierzył w nią. Chcąc chronić swego Pana, dołączył do organizacji dyrektora, myśląc, że ukryje to przed Tomem.
Niestety państwo Potter w to uwierzyli. Kiedy ich dziecko miało rok, a Voldemortowi udało się w końcu go namierzyć, rozegrała się wielka bitwa. Bitwa w czasie której przypadkowo zginęli James i Lily, a sam Harry dostał rykoszetem jednego z zaklęć. Tom chciał sprawdzić czy dziecku nic nie jest i wtedy oberwał Avadą. Przeżył tylko dzięki mocy demona.
Od tego czasu starał się dotrzeć do bruneta, jednak ten był zbyt dobrze chroniony. Jednocześnie Czarny wciąż rósł w siłę próbując przejąć władzę nad światem…
Ale teraz nie ma dyrektora i jeśli Harry zgodzi się z nim zostać, wszystko się zmieni. Nie będzie już trzeba zabijać, nie będzie więcej walki. Tylko chłopiec musi mu uwierzyć…”

Harry patrzył na niego nie wiedząc co powiedzieć. Odstawił kubek z ledwo napoczętą herbatą i ukrył twarz w dłoniach. Wszystko co mówił brzmiało logicznie, zdecydowanie bardziej logicznie niż to co tłumaczyli mu w szkole… Dlaczego nikt mu tego nie wyjaśnił?Dlaczego przez lata obwiniał Voldemorta za śmierć swoich rodziców, chociaż oni zginęli w walce?
- Jeszcze trzeba wyjaśnić sprawę… wiesz czego. – Voldemort popatrzył na niego niepewnie. Dopóki opowiadał, mógł nie myśleć o tym, co mogło się stać w tamtym zaułku. – Mogę rzucić zaklęcie sprawdzające?
Brunet wstał i kiwnął głową, a potem patrzył jak jego brzuch otacza srebrzysta poświata z małym czerwonym światełkiem pulsującym delikatnie w okolicy podbrzusza. Kiedy poświata zniknęła spojrzał niepewnie na bledszego niż zwykle Voldemorta.
- Więc to prawda… -usłyszał tylko jak przez mgłę w momencie, kiedy ugięły się pod nim kolana i zapadł w czarną pustkę, wdzięczny, że nie musi już o tym myśleć.

_.-*-._

Tom złapał chłopaka tuż nad podłogą, nie pozwalając mu upaść. Podciągając go do pionu zdziwił się tym jak jego ciało jest drobne i chłodne w dotyku. Musiał przemarznąć czekając,kamienne komnaty były zimne, nawet jeśli w kominku palił się ogień.
Oparł bruneta o swoją pierś i przytrzymując jednym ramieniem, machnięciem ręki wezwał skrzata,rozkazując mu przynieść coś ciepłego do ubrania. Jego polecenie zostało spełnione w ułamku sekundy – skrzaty wiedziały, co może je spotkać za najmniejsze opóźnienie. Wyrwał stworzonku swoją własną grubą bluzę z kapturem,delikatnie zakładając ją na Harry’ego. Jego obecność budziła w nim niezwykłe odczucia,emocje, których przez demona nie czuł nigdy w życiu, w stosunku do nikogo.Martwił się o chłopca, chciał go chronić za wszelką cenę. Trochę go uspokoiło to, że Potter go wysłuchał i nie odrzucił po tym wszystkim, co wydarzyło się przez całe jego życie. Teraz jednak musiał się nim zająć, zwłaszcza w stanie w jakim znalazł się przez jego głupi wybuch gniewu…
Cały czas zastanawiając się jak to jest możliwe, żeby chłopiec był w ciąży, jedną ręką objął jego plecy, a drugą złapał pod kolanami, podnosząc go do góry. Zachwiał się zaskoczony, nie spodziewał się, że dzieciak będzie tak lekki. Nawet taka drobina powinna ważyć więcej.
Ze zmarszczonymi brwiami ruszył szybkim krokiem do swoich prywatnych komnat.

_.-*-._

Harry powoli wynurzał się z pustki. Nie miał siły nawet otworzyć oczu. Czuł, że ktoś go niesie,trzymając delikatnie na rękach. Przez chwilę nie wiedział co się stało, dopiero po kilku krokach wszystko sobie przypomniał, całą sytuację sprzed jego omdlenia. Niepewnie poruszył się, obejmując kark niosącej go osoby i wtulając czoło w zagłębienie pomiędzy szyją, a barkiem. Było mu ciepło i czuł się bezpiecznie. Był otulony jakimś miękkim, przyjemnie pachnącym materiałem, a bliska obecność drugiego człowieka uspokajała i koiła nerwy.
Czuł się szczęśliwy, bo ktoś go obejmował, okazywał mu czułość. Tak mało doświadczył w życiu delikatności, że teraz nie przeszkadzało mu nawet, że w ramionach trzyma go osoba, którą przez wiele lat uważał za swojego największego wroga i mordercę swoich rodziców.
Westchnął głęboko i pozwolił swoim myślom ponownie odpłynąć…

_.-*-._

Wszedł do swojej sypialni z półprzytomnym brunetem na rękach. Obrzucił spojrzeniem duży kominek z płonącym wesoło ogniem, stojący przed nim wygodny fotel, szafę, komodę i drzwi do łazienki. Ciemne meble i zielone wykończenia były gustowne i z pewnością drogie. Pomieszczenie było ponure, zwłaszcza kiedy okna zasłaniały ciężkie,ciemnozielone zasłony, ale na razie nie miał gdzie umieścić chłopca, później poszuka mu innego pokoju.
Podszedł do dużego łoża,osłoniętego ciężkimi kotarami rozpiętymi między misternie rzeźbionymi kolumienkami. Położył Harry’ego na pościeli, zdejmując mu buty. Usiadł ostrożnie obok niego, przyglądając się sylwetce chłopca. Potter przekręcił się na bok, mrucząc coś niewyraźnie i wtulając w za dużą bluzę. Był zdecydowanie za szczupły, jak na siedemnaście lat. Nie chodziło o to, że był niski i drobnej budowy. Z szerokich rękawów wystawały przeraźliwie chude nadgarstki, a kiedy go niósł mógł dokładnie wyczuć, że całe jego ciało było kościste. Twarz miał bladą i zmęczoną, rozczochrane czarne kosmyki opadały na podkrążone oczy. Oprócz odurzającego zapachu chłopca, Tom wyczuwał na nim też zapach zaklęć leczniczych i to w dużej ilości, więc niedawno musiało mu się coś stać. Coś, oprócz zajścia w ciążę! – pomyślał ironicznie.
Pogłaskał blady policzek, a Harry wtulił się w jego dłoń. Jaki on jest uroczy, pomyślał zaskoczony, jest taki delikatny i niewinny. A w dodatku ta drobna istotka nosi teraz pod sercem moje dziecko! Wiedziony impulsem wsunął dłoń pod materiał koszulki,muskając delikatną skórę podbrzusza. Harry westchnął i przesunął się w jego stronę nadal zaspany. Ośmielony Voldemort już pewniej pogładził chudy brzuszek,wywołując zadowolone mruczenie nastolatka. Zaintrygowany zaczął przesuwać dłoń do góry, cały czas wsłuchując się w ciche pomruki.
Jednak kiedy jego dłoń dotarła na wysokość żołądka, Harry szarpnął się gwałtownie i jęcząc zwinął w kłębek. Riddle od razu cofnął dłoń, nie rozumiejąc co się dzieję.
- Co się… co się stało?– Potrząsnął delikatnie ramieniem chłopca. – Harry powiedz!
- To przez… uch…przez to, że nie jadłem – zajęczał głośniej, a po jego policzkach potoczyły się łzy. – U wujostwa prawie nic nie dostawałem, a przez ostatnie dni… uch… nie mogłem nic zjeść, bo było mi niedobrze…
- Zaraz dam ci eliksir wzmacniający. Kołtun! – huknął na skrzata. – Przynieś szybko eliksir wzmacniający z mojego gabinetu. Ten zielony!