Opowiadanie z serii Naruto. Yaoi. Non-canon. Sasuke żyje spokojnie w wiosce, o Naruto słuch zaginął... do czasu, kiedy przez bramę przebiega nieznana nikomu rudowłosa dziewczyna z zawiniątkiem na plecach...
Blog ten jest taką małą, zapomnianą szufladą, pełną dawnej i obecnej twórczości, tej drobnej i tej bardziej ambitnej. Znajdą się na nim opowiadania i teksty z różnych czasów, różnych fascynacji o różnej tematyce. Będą te niewinne, anielskie jak i te inne, bardziej pikantne. Te dziecinne, pierwsze wprawki w pisaniu i te już pewniejsze pisaniny. Opowiadania krótkie i długie, niezakończone opowieści, książki i wiersze. Zwykłe przemyślenia. Niektóre poprawione, raz lub kilka razy, inne nigdy nie sprawdzane.
W wielu będą błędy. Ale nie pojawią się one tutaj dla krytyki - pojawią się, żeby może komuś sprawić przyjemność lekturą. Jeśli spodoba ci się - zostaw jakiś znak. Jeśli znajdziesz błąd - daj znać, poprawię. Jeśli lubisz, ale rażą cie błędy, zaproponuj współpracę i pomóż mi je poprawiać. Jeśli cię rażą, gorszą, oburzają... - nie czytaj.
W wielu będą błędy. Ale nie pojawią się one tutaj dla krytyki - pojawią się, żeby może komuś sprawić przyjemność lekturą. Jeśli spodoba ci się - zostaw jakiś znak. Jeśli znajdziesz błąd - daj znać, poprawię. Jeśli lubisz, ale rażą cie błędy, zaproponuj współpracę i pomóż mi je poprawiać. Jeśli cię rażą, gorszą, oburzają... - nie czytaj.
piątek, 10 stycznia 2014
Rozdział 3
(betowały Lilian, Akari i Ansei)
Nie, nie, nie! NIE! To nie może być prawda! Ona nie może być…Umysł
Sasuke nie chciał dopuścić do siebie tej myśli! Patrzył w szoku na
Tsunade,która zerwała się na równe nogi, również nie wiedząc jak
zareagować.
-
Shizune! – wrzask Hokage spowodował, że wszyscy podskoczyli. Kiedy
szatynka wbiegła do pomieszczenia z czarnowłosym chłopcem na rękach,
Tsunade natychmiast wykrzyczała rozkazy. – Natychmiast zawiadom
wszystkich obecnych w wiosce ninja, od chunina wzwyż. Za pół godziny
mają stać pod bramą gotowi na bitwę. – Kobieta bez słowa wybiegła. Znała
ten ton swojej mistrzyni i wiedziała,że oznacza on najwyższą
konieczność. – Uchiha, ty jeszcze zostaniesz.Poprowadzisz tę misję, więc
musisz znać szczegóły.
Sasuke
nie odpowiedział. Nie rozumiał co się dzieje i nie potrafił zareagować.
Zsunął się plecami po ścianie opadając taboret i tępo wpatrywał się w
twarz dziewczyny.
- Możesz nam opowiedzieć co się stało?
-
Naru uratował mnie ponad dwa lata temu. – Głos dziewczyny stał się
miękki i czuły. – Od tamtej pory podróżowaliśmy razem. Opuściłam mój
lud, żeby mu pomóc, bo on zaopiekował się mną kiedy tego potrzebowałam.
Staliśmy się prawdziwą rodziną. Zawsze podziwiałam jego przywiązanie do
tej wioski, chociaż tego nie rozumiem. – Usiadła na ziemi,odwiązując z pleców zawiniątko i obejmując je ramionami. – On
poświęcił wszystko co miał, żeby pomóc ocalić waszą społeczność, a ja
robiłam co mogłam, żeby tę pomoc przeżył.Podróżowaliśmy po kraju, a Naru
pokazywał się w niektórych miejscach, wabiąc za sobą członków Akatsuki.
To dzięki temu mogliśmy was informować gdzie się pojawią. To było
niebezpieczne, ale zawsze jakoś udawało nam się uciec, bo nigdy nie
pojawił się ich przywódca.
-
A teraz? – spytała cicho Tsunade. Jej głos trząsł się wyraźnie i nie
odrywała wzroku od zawiniątka w rękach dziewczyny. Sasuke był zbyt
zszokowany,żeby zwrócić na cokolwiek uwagę.
-
Dzisiaj rano napadli nas we trójkę… Taki wielki facet rzucający
kryształami lodu i dziewczyna kontrolująca wielkiego, plującego jadem
węża. Był tam też ich przywódca z Rinneganem… Chciałam stanąć do walki
jak zawsze, ale Naru krzyknął, że nie chce mieć kolejnej osoby na
sumieniu… I zepchnął mnie z Takeshim do rzeki. – Odwinęła brzeg szala
pokazując jasnowłosą główkę śpiącego chłopca. Malec mógł mieć najwyżej
dwa lata. Po policzkach dziewczyny spłynęły łzy. – Nie mogłam zostawić
swojego dziecka! – krzyknęła rozpaczliwie. – Zanim zdążyłam do niego
dopłynąć i wyjść na brzeg było już po walce i nie mogłam ich odnaleźć… –
zamilkła, opuszczając
głowę.Mokre ślady na jej policzkach mówiły doskonale, jak czuje się w
tej chwili. -Potrafisz podać współrzędne miejsca, gdzie został złapany?
- Tak, zaraz je zapiszę…
-
Dobrze, a teraz trzeba zająć się tobą. To skaleczenie nie wygląda
najlepiej, w dodatku jesteś cała przemoczona. – Tsunade podeszła do
siedzącejna ziemi dziewczyny z kocem w ręce.
- Zdążyłam tylko przebrać syna, a potem biegłam tutaj – mruknęła Hitonomi.
-
W takim razie zostaw chłopca z Sasuke, a sama idź się przebrać
–blondynka wyjęła śpiące dziecko z objęć dziewczyny. Włożyła maluszka w
ręce oniemiałego Sasuke i wyszła z rudą z pokoju.
Brunet odbierał wszystko z dużym opóźnieniem. Dopiero słysząc trzaśnięcie drzwi, spojrzał na trzymane na kolanach dziecko. Naruto ma syna?!
Chłopczyk był drobniutki i bardzo lekki. Miał na sobie pomarańczowe
śpioszki z doczepionym lisim ogonkiem i sterczącymi uszkami na kapturze.
Malec spał spokojnie zwinięty w kłębuszek. Było wręcz nieprawdopodobne,
że nie obudził się przy tych wszystkich wrzaskach i przenoszeniu z rąk
do rąk. Uchiha wyciągnął dłoń i pogładził miękki policzek dziecka, które
mruknęło niewyraźnie i zmarszczyło nosek. Sasuke od razu cofnął dłoń,
ale malec najwidoczniej już się obudził, bo po chwili spojrzały na niego
intensywnie niebieskie ślepka. Brunet uśmiechnął się do malucha i
pomyślał, że właśnie tak musiał wyglądać jego Naruto kiedy był mały.
Zaraz, zaraz… Naruto najwidoczniej nie był i nigdy nie będzie jego…
W
czasie kiedy to pomyślał, chłopczyk usiadł na jego kolanach,wpychając
do buzi palec. Zupełnie nie przejmował się tym, że siedzi u obcej osoby,
a jego rodziny nigdzie nie widać. Tora, który już skończył dwa
lata,zaraz zacząłby płakać. Dobrze, że na co dzień zajmowały się nim
Tsunade i Shizune.
Malutki
blondynek najwidoczniej już zdążył się znudzić bezczynną obserwacją, bo
wijąc się jak piskorz uwolnił się z rąk Sasuke i zszedł na podłogę.
Podreptał na środek pomieszczenia, chwiejąc się delikatnie i nie
wyjmując kciuka z buzi. Rozejrzał się i zobaczył rozłożony w kącie koc
oraz kilka zabawek – miejsce gdzie zwykle bawił się Tora. Z radosnym
piskiem ruszył biegiem w ich stronę, szybko przebierając krótkimi
nóżkami. Jak łatwo się domyślić, już po kilku krokach potknął się, z
impetem przewracając na podłogę.
Sasuke,
przestraszony, zerwał się na nogi, zamierzając ruszyć na pomoc
maluchowi, ale zamarł w pół kroku, kiedy dziecko zamiast rozpłakać się,
najzwyczajniej w świecie wstało z podłogi i ruszyło do niego z
niezadowoloną miną, wyciągając przed siebie otarte do krwi rączki.
Brunet czuł się coraz mniej pewny siebie –wiedział jak opiekować się
dzieckiem, w końcu zajął się wychowaniem swojego bratanka. Ale to
dziecko było, łagodnie mówiąc, dziwne. Malec nie zachowywał się jak inne
dzieci. Nie bał się i nie płakał, nie obudziły go dzikie wrzaski
kobiet, tylko delikatny dotyk, sam przyszedł ze skaleczonymi dłońmi. A
na pewno był młodszy od Tory.
Opadł
na kolana i miękką chusteczką otarł delikatnie skaleczenia z krwi.
Sięgając do apteczki Tsunade, wyjął wodę utlenioną i plasterki, po czym
zajął się opatrywaniem malutkich rączek. Chłopiec skrzywił się boleśnie,
ale nawet nie pisnął. Kiedy było już po wszystkim, wyciągnął ramionka w
górę,prosząc, żeby go podnieść.
Sasuke
dźwignął delikatne ciałko na ręce, a blondynek wtulił się ufnie w jego
szyję, niemal natychmiast zasypiając. W tej samej chwili otworzyły się
drzwi i do środka weszła Hitonomi, ubrana w zdecydowanie za duży sweter i
luźne spodnie. Popatrzyła na rozrzucone na podłodze resztki opatrunków.
-
Widzę że Takeshi już zdążył narozrabiać? – Uśmiechnęła się do
zdziwionego Sasuke. – Zwykle bawi się z Naruto, bo ja nie chcę go
rozpieszczać.Mój syn będzie dobrym Konpaku, potrafi wytrzymać nasz styl
życia i nie boi się w czasie walki…
- Walczysz z dzieckiem?!
-
Nasze życie nie jest łatwe, nie mamy domów w których możemy zostawić
dzieci. Mój syn od urodzenia podróżuje ze mną i musiał nauczyć się,
kiedy wolno mu się poruszać, a kiedy nie. Zwykle noszę go w chuście na
plecach i wtedy jest spokojny, nawet kiedy ja muszę walczyć. Teraz ma
trochę ponad rok i niedługo zacznie mówić, a wtedy będę mogła uczyć go w
czasie wędrówki. Tymczasem większość czasu przesypia. I nie patrz tak
dziwnie na jego śpioszki… Ubieram go tak, bo Naru zawsze się wkurza jak
nazywam małego liskiem ^^… – Wzięła
chłopca z jego rąk. Tak jak mówiła, dziecko nadal spało, nie reagując
na jakąkolwiek zmianę. – Musisz już się zbierać, za jakieś dziesięć
minut wszyscy będą czekać. Proszę, uratuj Naruto. – Popatrzyła na niego
smutno, przytulając do siebie syna.
Rozdział 2
(betowały Lilian, Akari i Ansei)
- Potrzebuję natychmiast waszej pomocy!
- Najpierw powiedz, jak się nazywasz!
- Powiedziałam już, że jestem Hitonomi, to powinno ci wystarczyć!
- Pseudonim nie jest wystarczający! Skąd mam wiedzieć, że mówisz prawdę?!
- Jak śmiesz, stara babo! Jestem córką Shodaime Konpakukage! Chcesz wejść z nami w otwarty konflikt?!
- Muszę mieć dowód, że mówisz prawdę!
Sasuke
stał oniemiały pod ścianą, patrząc z niedowierzaniem na wrzeszczące
kobiety. Ruda wpadła do gabinetu i od progu zażądała mobilizacji
wszystkich możliwych ninja, twierdząc, że Naruto jest w śmiertelnym
niebezpieczeństwie. Tsunade lekko się wkurzyła i od tamtej pory darły się na siebie, bez sensu wymieniając obelgi. A nikt tak naprawdę nie wyjaśnił, o co chodzi…
-
Ekm… – chrząknął niepewnie. Dwie pary wściekłych oczu natychmiast
skierowały się w jego stronę. – Możecie mi wyjaśnić, o co tu chodzi? I
kim jest Kompakukage? – Uśmiechnął się czarująco.
Tsunade westchnęła cierpiętniczo i usiadła na fotelu. Ochrypłym od wrzasków głosem zaczęła tłumaczyć.
-
Ta dziewczyna twierdzi, że jest córką kage wędrujących ninja. Sami
siebie nazywają duchami i stąd nazwa Konpakukage. Są pozostali shinobich
z nieistniejących już wiosek. Żyją w ciągłym ruchu, nie zakładając
stałych obozowisk. Są dość specyficzni, ale bardzo skuteczni. Wynajmują
swoje usługi każdemu, kogo na nich stać, choć wcale nie potrzebują
pieniędzy…
- Wystarczy tych wyjaśnień! My tu dyskutujemy, a Naruto może w każdej chwili zginąć!
- Daj mi jakieś dowody!
- Jakoś jak przez ostatnie prawie dwa lata przesyłałam ci wiadomości,nie miałaś wątpliwości!
- Jakie wiadomości?!
- Przez żaby! O planach Akatsuki!
- A skąd mam wiedzieć, że to ty?
Ruda
tylko wywarczała coś gniewnie pod nosem i zanim zdążyli
zareagować,przegryzła kciuk i błyskawicznie złożyła ręce w znaki jutsu
przywołania. Pod jej dłonią natychmiast pojawiła się purpurowa ropucha,
rozglądająca się ze zdziwieniem dookoła.
- To jeszcze nic nie znaczy! – zaperzyła się Tsunade.
- O co chodzi, Jaskółko? – zapytała żaba skrzekliwym głosem, patrząc na dziewczynę.
- Gamako, Hokage nie chce wierzyć w to co mówię… Nie ufa mi i nie zamierza pomagać Naruto…
-
Pani! – Żaba natychmiast zwróciła się do Tsunade. – Naruto Uzumaki
naprawdę znajduję się w śmiertelnym niebezpieczeństwie. Hitonomi przez
ostatnie lata cały czas towarzyszyła młodemu Naruto, przesyłając do
ciebie wiadomości za pomocą moich braci. Przed tobą stoi córka
Konpakukage, Akiko Uzumaki…
Rozdział 1
(betowały Lilian, Akari i Ansei)
Sasuke
westchnął i podparł brodę dłonią. Niedługo zapewne ponownie wyruszy na
misję, a tymczasem Tsunade znowu kazała mu siedzieć przy bramie… Jak
gdyby nie było jakichś wolnych chunninów. Pogrążył się w myślach,
przymykając oczy w ochronie przed jaskrawym, popołudniowym słońcem.
Minęły
już dwa lata odkąd wrócił do Konohy, dwa lata odkąd się dowiedział, że
Teamu Siódmego już nie ma. Sakura zginęła na misji, a Naruto odszedł z
wioski zaraz po tym, jak dowiedział się o śmierci swojego ojca
chrzestnego.Kakashi miał już nowych uczniów… Do dziś pamięta łzy
widoczne w odsłoniętym oku Hatake, kiedy opowiadał mu losy przyjaciół
Uchihy w czasie jego nieobecności.
Sasuke
wiedział, że go szukali i nie poddali się nawet, gdy groził im
śmiercią. Że Naruto nie chciał uwierzyć w jego zdradę, że powtarzał z
tym swoim dziecięcym uporem, że Sasuke na pewno wróci. Właśnie dlatego
wrócił, kiedy tylko dokonał swojej zemsty. Wrócił, niosąc w rękach
ciemnookie niemowlę, swojego bratanka.Wrócił z nadzieją, że odnajdzie
porzuconą cztery lata wcześniej przyjaźń.Jednocześnie zaczynał rozumieć,
że do blondyna czuje coś więcej niż przyjaźń.Dopiero teraz zdał sobie z
tego sprawę i liczył, że będzie mógł być z nim szczęśliwy. Nie mógł
spodziewać się, że jest już za późno. Hokage przyjęła go do wioski,
pozwoliła nawet od razu zdawać egzamin na jonina. A to wszystko, jak się
okazało, z poczucia winy.
Kiedy
on podążał śladem Itachiego, Drużyna Siódma próbowała go odnaleźć i
sprowadzić do wioski. Ignorowali niebezpieczeństwo jakie stanowiło
Akatsuki,liczył się tylko on. W trakcie poszukiwań zaatakował ich silny
oddział. Hatake został poważnie ranny, a Sakura zginęła. Naruto wyszedł z
walki bez szwanku,dzięki leczniczej czakrze Lisa. Wrócili kilka godzin
po otrzymaniu wiadomości o śmierci Jirayi. Blondyn przyniósł do wioski
bezwładne ciało różowowłosej, które oddał Tsunade. Bez słowa wysłuchał
wrzasków rozhisteryzowanej kobiety, pozornie nie zwracając uwagi na
wyzwiska i oskarżenia. Godaime, która straciła tego dnia kolejne dwie
bliskie sobie osoby, nie próbowała się nawet kontrolować.Wykrzyczała
wszystkie swoje lęki, nie zastanawiając się nad
konsekwencjami.Stwierdziła, że śmierć Sakury to tylko i wyłącznie wina
blondyna, że naraził ich wszystkich, że stanowi ciągłe zagrożenie, a
Akatsuki nigdy nie przestanie atakować wioski, dopóki nie dostaną
Kyuubiego. Naruto stał tylko z opuszczoną głową, nie reagując. Kiedy
kazała mu się wynosić, wyszedł bez słowa z jej gabinetu, a następnego
dnia nie było go już w wiosce.
Tsunade
żałowała swoich pochopnych słów, bardzo żałowała, jednak było już za
późno. Po blondynie przepadł słuch i chociaż kazała go szukać, nie było
żadnych śladów. Przez kilka miesięcy, w trakcie których wrócił Sasuke, nie
mieli pojęcia co się z nim dzieje. Brunet był zrozpaczony. Całkowicie
poświęcił się pracy, zostawiając małego Tore pod opieką Hokage, której
wyjawił swoje uczucia do blondyna. Kobieta chyba rozumiała co chłopak
czuje, ponieważ większość przydzielanych mu misji miała coś wspólnego z
blondynem. W końcu oboje stracili wszystkich bliskich i dla obojga
Uzumaki był ostatnią ważną osobą, którą zranili. Przez miesiące, kiedy
nikt nie miał pojęcia co się dzieje z Naruto, Sasuke prawie codziennie
brał udział w misjach poszukiwawczych, które kompletnie nic nie dawały.
Chłopak jakby rozpłynął się w powietrzu. Dopiero po pewnym czasie w
gabinecie Hokage nagle pojawiła się niewielka żaba, przynosząca
wiadomość, że Naruto żyje i chociaż sam nie może walczyć z Akatsuki, to
umożliwi to wiosce. Od tamtej pory żaby przynosiły regularne wiadomości,
w jakim miejscu i czasie pojawi się członek wrogiej organizacji. Dzięki
temu udało im się wybić już prawie wszystkich.Chociaż werbowali nowych,
w chwili obecnej było ich już tylko troje – Pein i dwoje młodych,
niedoświadczonych shinobi. Niedługo pokonają ich ostatecznie.
Żaby
przynosiły tylko suche informacje, bez żadnych wiadomości o tym,jak
miewa się Naruto, co robi, odmawiały też stanowczo przenoszenia
jakichkolwiek wiadomości w drugą stronę, znikając zaraz po dostarczeniu
listu.W ten sposób minęły dwa lata…
Mimo,
że prawie pokonali Akatsuki, to organizacji również niemal udało się
osiągnąć cel. Złapali już i pokonali siedem jinchuuriki – na drodze do
ożywienia Juubi stali im tylko Killer Bee – potężny nosiciel Hachibi i
sam Uzumaki. Na szczęście brat Raikage stawiał zaciekły opór członkom
Akatsuki, tak,że żadnemu z nich nie udało się jeszcze go pokonać. Dawało
to dużą szansę ninja Konohy na zwyciężenie znienawidzonego wroga.
Wszyscy mieli nadzieję, że kiedy ten koszmar się skończy, Naruto wróci
do domu…
Sasuke
poderwał gwałtownie głowę. Z zamyślenia wyrwało go nagłe naruszenie
ochronnych barier wioski. Reagowały one na czakrę przekraczających ją
ludzi, a żeby aż tak je wzburzyć do Konohy musiała się zbliżać naprawdę
potężna osoba. Wstał i stanął pośrodku bramy.
Już
z daleka wypatrzył błysk pomarańczowego ubrania zbliżającej się
postaci. Przez chwilę jego serce zabiło szybciej, kiedy przed oczami
przemknęły mu wspomnienia rozwrzeszczanego, radosnego blondyna w
pomarańczowym dresie…Jednak radość zgasła równie szybko jak się pojawiła
– biegnąca w stronę wioski postać nie miała jasnych włosów.
Kiedy
nieznana osoba zbliżyła się dostatecznie, żeby dało się rozpoznać
szczegóły, źrenice Sasuke rozszerzyły się w niemym szoku. W jego
kierunku pędziła rudowłosa dziewczyna, ubrana w pomarańczowe spodnie od
dresu z podwiniętymi lekko nogawkami i obcisłą bluzkę tego samego koloru
bez rękawów,wykończoną czarną siateczką i białym golfem. Na rękach
miała czarne rękawiczki,a udo oplatał bandaż z zawieszonym na nim
pokrowcem na kunaie. Płomienne włosy powiewały za nią jak języki ognia,
wpadając co chwilę w przeszywająco błękitne oczy. Na plecach miała
przywiązane czarnym szalem zawiniątko, a pod nim zawieszony długi, biało
– czerwony zwój. Nigdzie nie było widać opaski ze znakiem wioski,
chociaż dziewczyna musiała być shinobi, zwykły człowiek nie mógł
posiadać tak silnej czakry, ani biec w takim tempie.
Gdyby nie kolor włosów,wyglądałaby jak żeńska forma Naruto… Nawet biegnie w podobny sposób!Rozpaczliwe
myśli Sasuke przerwało przybycie nieznajomej. Zatrzymała się przednim,
dysząc lekko i opierając dłonie o kolana. Dopiero teraz zauważył, że
jest częściowo przemoczona, a na jej czole widać nieładnie wyglądającą
ranę.
-
Muszę… się… zobaczyć z … Hokage… natychmiast! – wysapała
dziewczyna,patrząc na niego tymi niebieskimi ślepiami, tak
przypominającymi mu przyjaciela.
Uchiha
wzruszył tylko ramionami i skinął głową drugiemu ninja siedzącemu przy
bramie. Chciał sam zaprowadzić nieznajomą do Tsunade, wolał nie
wpuszczać obcych samopas do wioski. Jednocześnie musiał dowiedzieć się,
co ta dziwna dziewczyna ma wspólnego z Naruto – bo niemożliwe, żeby była
aż tak do niego podobna przez zwykły przypadek.
Rozdział 11 (END)
(betowała Lilian)
Piekło
jakie rozpętało się na dole, zwabiło sąsiadów z najbliższej okolicy.
Musieli pomóc Jugo rozdzielać walczącą parę, demolującą kolejne
pomieszczenia rodowej rezydencji. Dopiero przytrzymywany przy podłodze
kilkoma parami silnych ramion, Sasuke zgodził się wysłuchać głosu
rozsądku, który w osobie rudzielca tłumaczył mu, że to blondyn
zaproponował pojedynek i w dodatku grał w nim pierwsze skrzypce. Zamarł
słysząc, że Uzumaki zachowywał się zupełnie inaczej niż zwykle, zupełnie
jakby był inną osobą. Modląc się w duchu,żeby to była prawda,
najbardziej lodowatym tonem na jaki było go stać kazał natrętom puścić
swoje ręce i szybko ruszył w stronę schodów. Musiał znać prawdę…
Wpadając
do pokoju blondyna spodziewał się go ujrzeć zwiniętego pod kocem na
łóżku, tak jak go zostawił kilkanaście minut wcześniej. Jednak posłanie
było puste, a koc leżał na podłodze.
Naruto siedział na parapecie obejmując ramionami kolana i wpatrując się w okno. Nie odwrócił się słysząc kroki Sasuke.
- Naruto? – brunet zapytał niepewnie, zatrzymując się zaledwie krok od niego.
-
Powiedzieli ci już? – głos blondyna był pełen smutku, zupełnie inny niż
wcześniej. – Za późno zorientowałem się, że mogą zrozumieć prawdę,
myślałem,że mam jeszcze trochę czasu…
- Więc pamiętasz?
Uzumaki westchnął ciężko, opuszczając głowę i nadal nie patrząc na niego.
-
Tak, wszystko pamiętam… Zacząłem sobie przypominać kilka dni po
odzyskaniu świadomości, wszystko powoli wracało. Teraz, już od kilku
dni,pamiętam każdy szczegół swojego marnego życia…
- Dlaczego nic nie powiedziałeś? – warknął zdenerwowany Uchiha, czując narastającą złość. Jeśli to jakiś głupi żart…
-
Dlaczego?! Jeszcze się pytasz?! – krzyknął blondyn patrząc na niego.Po
jego policzkach płynęły łzy. – Po raz pierwszy mogłem się poczuć jak
prawdziwy człowiek, kiedy wszyscy byli dla mnie mili i zwracali na mnie
uwagę!I po raz pierwszy ty zwracałeś na mnie uwagę, przez to co
powiedział demon! I myślałem, że to nic złego, że jeśli kilka dni będę
udawał, że wciąż nie pamiętam, to chociaż ten krótki czas będę
szczęśliwy, bo będę mógł się oszukiwać, że ci na mnie zależy! – przerwał
krztusząc się łzami i zrywając gwałtownie z parapetu. – Jeśli już
wszystko wiesz, to nie będę ci się więcej naprzykrzał…
Blondyn
próbował rzucić się biegiem w stronę drzwi, wyminąć zszokowanego Sasuke
i uciec. Ale ciało bruneta zareagowało samo, nie czekając na otępiały
umysł. Złapał za ramię przebiegającego Naruto, przyciągając go do siebie
i obejmując mocno, nie pozwalając się wyszarpnąć. Uzumaki w końcu się
poddał, wtulając w jego ramiona i ciągle płacząc. Sasuke opadł powoli na
podłogę, pociągając za sobą Naruto.
-
Młotku… jak mogłeś pomyśleć, że zajmuję się tobą tylko przez to, co
powiedział? – spytał szlochającego w jego objęciach blondyna. – To dla
ciebie wróciłem do wioski i tylko na tobie mi zależy. Chcę żebyś mi się
naprzykrzał do końca życia, bo jesteś moim życiem…
Siłą
podniósł do góry zapłakaną twarzyczkę, patrząc w przestraszone błękitne
ślepka, ciągle zalane łzami. Pochylił się i musnął różowe usteczka
wargami. Były mokre i słone od łez, jednocześnie
stanowiły najdoskonalsze dzieło natury. Jego dłoń powędrowała na opalony
kark, bez problemu odnajdując napięte mięśnie. Był Uchiha i doskonale
potrafił zapamiętać raz poznaną rzecz. Rozluźnienie blondyna nie
stanowiło dla niego najmniejszego problemu. Popchnął go do
tyłu,przewracając na parkiet i szybko usiadł na jego biodrach. Scałował
delikatnie ślady łez z zaczerwienionych policzków, a potem przeniósł się
na kuszącą szyję…Naruto sapnął zaskoczony, poruszając się pod nim
niepewnie.
- Sasuke… co… co ty robisz…
-
Pokazuje ci… że wcale nie musisz… się oszukiwać… że… mi… na…
tobie…zleży… – Sasuke wymruczał pomiędzy pojedynczymi pocałunkami.
Ściągnął z blondyna koszulkę, pieszcząc ustami jego obojczyki i sutki…
-
Ale jak… jak to… och… – Naruto jęknął głośno, kiedy brunet poruszył
biodrami, ocierając się swoją mocno już pobudzoną męskością o jego
krocze.Zarumienił się słodko i zamknął oczy. Zrozumiał.
Sasuke
widząc, jak Uzumaki całkowicie mu się poddaje, uśmiechnął się szeroko i
zaczął ustami sunąc coraz niżej, wzdłuż kuszącego ciałka. Teraz już nic
nie stanie na przeszkodzie ich szczęściu.
Rozdział 10
(betowała Lilian)
Sasuke
niósł Naruto przez dom bez najmniejszego problemu – chłopak był lekki
jak piórko. Zastanawiał się jak może istnieć na świecie tak niewinna
istota. Szczupły blondynek którego trzymał w rękach, zasnął w połowie
drogi do swojego pokoju, cały czas wtulony w bruneta. Uchiha uśmiechnął
się czule,mimowolnie opierając policzek na jego złotej główce. Naruto
był ciepły i delikatny, a jego postawa wyrażała pełną ufność. Sasuke nie
rozumiał jak może mu ufać po tym wszystkim, jak w ogóle może ufać
ludziom… Ale w końcu stracił pamięć. Wszystko się zmieni kiedy ją
odzyska, bo to w końcu musi nastąpić.Brunet sam nie wiedział czy cieszy
się z tego faktu. Z jednej strony wiedział,że powinni blondynowi
umożliwić odzyskanie wspomnień, ale… w jego wnętrzu coś rozpaczliwie
krzyczało, że Uzumaki może go odrzucić, jeśli przypomni sobie, to co się
stało. Że to prawdopodobnie ostatni raz kiedy może go bezkarnie trzymać
w ramionach. Tylko, że nazywał się Uchiha. A nazwisko do czegoś
zobowiązuje,nawet jeśli tym „czymś” jest bycie zimnym draniem. Sasuke po
prostu nie mógł pokazać targających nim obaw.
Westchnął
cierpiętniczo, wchodząc do pokoju blondyna. Pochylił się nad łóżkiem,
próbując delikatnie położyć śpiącego w pościeli. Naruto jednak ściśle
obejmował jego kark, nie puszczając nawet we śnie.
Sasuke
nie widząc innego wyjścia uwolnienia się usiadł na brzegu
łóżka,opierając blondyna na swoich kolanach i uwolnioną ręką sięgając
jego ramion.Próbował rozluźnić uścisk i wrócić do tych debili na dole…
Jednak ramiona oplatające jego szyję tylko mocniej się zacisnęły, a sam
Naruto zamruczał coś niewyraźnie pocierając policzkiem o jego obojczyk.
Brunet
popatrzył na niego zaskoczony i zamarł przyglądając się jego twarzy.
Pierwszy raz widział go na spokojnie z takiej odległości. Sama
doskonałość. Blond kosmyki, dłuższe niż pamiętał, spokojnie opadające na
czoło i kark, jak zawsze w nieładzie. Gęste ciemne rzęsy rzucające
delikatny cień na zarumienione od snu policzki. Rozchylone różowe
usteczka, nieduży marszczący się od jakiś sennych wizji nosek. Lisie
blizny…
Nieświadomie
wyciągnął dłoń, muskając opuszkami palców cienkie linie przypominające
wąsy. Były takie delikatne… Blondyn zamruczał jak kot, wtulając policzek
w jego dłoń. Sasuke uśmiechnął się i pogładził go
delikatnie,przesuwając dłoń dalej i oplatając opalony kark. Wyczuł
ścięgna napięte nawet w czasie snu. Nie zastanawiając się nad tym co
robi, zaczął delikatnie masować kark, czując jak kolejne partie mięśni
miękną pod jego dotykiem. Naruto też stawał się coraz bardziej miękki,
bezwładny. Jego dłonie opadły, uwalniając bruneta.
Sasuke
zdumiony popatrzył na drobne ciałko, całkowicie rozluźnione.Ułożył go
wygodnie pośrodku łóżka, przykrywając kocem. Odsunął się i przez chwilę
patrzył jak blondyn wyczuwając brak drugiej osoby marszczy brwi zaczyna
kręcić się pościeli, zwijając się w końcu w kłębek. Poprawił jeszcze
jego koc i cicho wyszedł z pokoju, przymykając drzwi.
Rozdział 9
(betowała Lilian)
Wiedział,
że Sasuke będzie zły. Wiedział, że jeśli blondynowi choć włos spadnie
ze złotej główki to przywódca Hebi rozszarpie go na kawałeczki. Ale nie
mógł pozwolić się tak obrażać i to jeszcze małemu słabemu
zniewieściałemu dzieciakowi! Nikt nie będzie lekceważył jego miecza!
Odsunął
od siebie myśli o zemście Sasuke. Przecież nie chce skrzywdzić Naruto,
da mu tylko porządną nauczkę. Przestraszy, upokorzy, może nabije parę
sińców. Właśnie dlatego stali teraz na trawniku przed domem mierząc się
spokojnymi, oceniającymi spojrzeniami. Blondyn podobno był potężnym
shinobi zanim opanował go demon, ale od uwolnienia nie zachowywał się
już tak jak powinien zachowywać się ninja. W jego postawie nie było
ostrożności, pozwalał się podejść Karin, która napadała go przy każdej
możliwej okazji. Nie bronił się, pozwalał Sasuke odciągać natrętną
dziewczynę, chował się i uciekał. Nawet jeśli kiedyś był potężny, to
stracił to przez demona.
-
Może straciłem pamięć, ale dalej potrafię posługiwać się czakrą –Naruto
stał całkowicie rozluźniony, tylko uważnie patrzył na przeciwnika. – Bo
to sama czakra jest najpotężniejszą bronią ninja. Nie brutalna siła,
nie techniki. Tylko czysta czakra. Kiedy się to zrozumie, można stać się
potężnym,ale jest to droga pełna bólu i wyrzeczeń – Nie mówił już jak
radosne dziecko,które poznali. Jego głos był pewien siebie i stanowczy. –
Zaatakuj… zaatakuj, aja pokażę ci jak łatwo przeciwnik może ominąć twoją broń…
Siugetsu zawył z wściekłości. Jak
ten smarkacz śmiał! Znowu go lekceważy, znowu obraża. Już za chwile
gorzko tego pożałuje, a Jugo stojący na werandzie i obserwujący
pojedynek będzie świadkiem jego klęski! Skupił się i jego ramiona od razu stały się większe i umięśnione. Nie będzie się ograniczał!
Zamachnął
się z całej siły celując w sylwetkę blondyna. Ten atak miał go tylko
sprawdzić… Naruto od razu podskoczył pionowo w górę, przeskakując nad
ostrzem. Suigetsu przeszedł kilka kroków pociągnięty siłą ostrza i
popatrzył na blondyna.
-
Brutalna siła. Nie potrzeba nawet używać czakry, żeby uniknąć ataku,za
to łatwo cię pokonać, kiedy odsłaniasz się pociągnięty własnym ostrzem
–blondyn dalej stał spokojnie nie wykonując żadnego ruchu. Białowłosy
musiał przyznać, że źle go ocenił. Natychmiast wyciągał odpowiednie
wnioski i widział słabość jego ataku. Ale przecież siła nie była jego
jedynym atutem. Ponownie rzucił się na blondyna atakując z równą siłą,
ale za to szybciej i lepiej kontrolując miecz.
Naruto
umknął przed ostrzem, z gracją unikając kolejnych cięć. Poruszał się
jak tancerz. Jego ruchy były płynne, ale też nieprzewidywalne, Suigetsu
nigdy nie potrafił przewidzieć w którą stronę się uchyli. Jednocześnie
wykonywał możliwie jak najmniejszy ruch, czasami uchylając się jedynie o
milimetry i prawie nie odrywając stóp od ziemi. Białowłosy reagował
natychmiast, ale blondyn zawsze był dwa kroki do przodu. W końcu musiał
zrezygnować i z tej metody walki.
-
Siła połączona z szybkością i techniką – Naruto skomentował patrząc na
przeciwnika pijącego zachłannie wodę. – to znacznie lepszy sposób
walki.Jednak dalej nie odnosi skutku. Ja dalej nie musiałem używać
czakry, a ty szybko zmęczyłeś się atakami, jeśli miałbym towarzyszy,
albo walczył na poważnie nie miałbyś szans. Taki pojedynek jest za długi
– kolejne słuszne wnioski. Suigetsu uśmiechnął się złośliwie, zabawa
była coraz lepsza. Pora wyciągnąć kolejne asy z rękawa. Odrzucił kubek z
wodą i zaatakował po raz trzeci.
Ruszył
frontalnie na blondyna, który automatycznie uskoczył. Nie mógł jednak
uniknąć drugiego ostrza, którym zaatakował go klon.
-
Teraz cię ma… – białowłosy urwał w pół słowa. Blondyn nie uniknął
ostrza. Zablokował je gołą dłonią, zatrzymując w miejscu. Uchylił się od
wody chlapiącej z rozpływającego się klona. Popatrzył z uśmiechem w
okrągłe ze zdziwienia oczy.
-
Coraz lepiej. Gdyby nie doskonała kontrola czakry byłoby ze mną cienko –
pokazał dłoń, której wnętrze błyszczało czakrą. Nie było na niej nawet
skaleczenia. – Ale zawsze mogłem być klonem… W dodatku pokazałeś mi
swoją największą słabość. Gdybyśmy byli wrogami, teraz mógłbym cię bez
problemu zabić.
-
Jak to?! Niby jaka to słabość?! – Suigetsu był coraz mniej pewny
siebie. Gdyby tego nie zobaczył, nie uwierzyłby, że można zatrzymać
miecz samą dłonią.
-
Jeśli ktoś nauczy się kontrolować czystą czakrę… może nadać jej dowolny
kształt i właściwości – w jego dłoni pojawił się identyczny miecz, w
całości utworzony z połyskliwej niebieskiej czakry. Po paru sekundach
rozmył się i zamienił w smukłą katanę, następnie w wachlarz i w końcu w
gołębia, który oderwał się od dłoni i poleciał w niebo, rozpływając się w
powietrzu metr od blondyna. – Do tego dążył mój mistrz, ale zabrakło mu
czasu. Jednak ja pracowałem dalej… Mogę mojej czakrze nadać nie tylko
kształt, a tutaj objawia się twoja słabość!
Suigetsu
nie rozumiał o co mu chodzi. Jednak po chwili popatrzył na wyrastający
dookoła niego okrąg czakry. Jej kształt coś mu przypominał, coś co
budziło niepokój. Kiedy już otoczyła go ze wszystkich stron strzelając w
górę jasnymi językami, zaczęła zmieniać kolor, a powietrze wewnątrz
stało się nieznośnie gorące. I wtedy zrozumiał. Naruto otoczył go ścianą
ognia. Ognia,który przy jego zdolnościach zabije go w paręnaście
sekund.
W
momencie kiedy sobie to uświadomił, płomienie zniknęły. Popatrzył na
Naruto, który uśmiechał się radośnie. Teraz już nie był dla niego słabym
dzieciakiem. Zrozumiał, że niepozorny blondyn jest tak naprawdę bardzo
potężny.Jego brak ostrożności nie był oznaką słabości tylko siły. Naruto
po prostu nie musiał się pilnować. Raczej nikt nie byłby w stanie go
pokonać.
-
Co tu się do diabła dzieje?! – pełną konsternacji ciszę przerwał krzyk
Sasuke stojącego w drzwiach na werandę. – Dlaczego wygląda to na
pojedynek, a ty w dodatku masz miecz?! – zwrócił się z furią do
Suigetsu.
- Ja… – nie wiedział co w zasadzie powiedzieć.
- To proste! – zaszczebiotał blondyn
podbiegając do bruneta. – Chciałem trochę się rozruszać, więc
postanowiliśmy razem potrenować.Suigetsu jest taki silny! – otarł się o
bok zdumionego Sasuke. – Ale teraz jestem już strasznie zmęczony… –
popatrzył na niego prosząco – zaniesiesz mnie na górę?
Sasuke
przez chwilę nie reagował. Po czym uśmiechnął się do Naruto i wziął go
na ręce. Blondyn natychmiast oplótł jego kark rękami i wtulił się w
ciepłe ciało kolegi. Z cichym pomrukiem przymknął oczy, pozwalając
chwycić się mocniej. Brunet uśmiechnął się z zadowoleniem i ruszył do
domu, rzucając jeszcze wściekłe spojrzenie Suigetsu i Jugo. Niemo
przekazywał, że będą mu musieli wszystko wytłumaczyć, i że ta rozmowa
nie będzie przyjemna…
Rozdział 8
(betowała Lilian)
Najbliższe
dni wyglądały podobnie. Blondyn panicznie bał się Karin i najwidoczniej
najbezpieczniej czuł się koło Jugo, którego nie odstępował na krok.
Sasuke stawał się coraz bardziej wściekły, bo kiedy próbował go
odciągnąć od rudzielca, Naruto zaczął się trochę bać także jego. W
dodatku Karin przestała się nim zachwycać, stwierdzając, że czakra
Naruto jest wspanialsza niż czakra Sauke czy jakiekolwiek innego ninja.
Nie przejmowała się zupełnie tym, że coraz bardziej denerwuje swojego
byłego idola, skupiając się napolowaniu na blondyna. Rudzielec natomiast
traktował ich nowego współlokatora jak płoche zwierzątko. Pozwalał mu
się chować za swoimi plecami i na nic nie naciskał. Za to Suigetsu
przyglądał się wszystkiemu z boku i tylko się śmiał.Nie rozumiał jak
taka niepozorna osóbka mogła wprowadzić takie zamieszanie do ich grupy.
Nie rozumiał do czasu…
Karin
zrezygnowana poszła na zakupy, a Sasuke zamknął się w swojej sypialni.
Naruto widząc, że ich nie ma zszedł z kanapy, na której siedział
przytulony do boku Jugo i stanął niedaleko białowłosego, przyglądając
się jak ostrzy miecz. Chłopak chciał go zignorować, ale czuł się
niepewnie pod spojrzeniem jasnoniebieskich oczu… Poruszył się
niespokojnie i zacisnął zęby,nie odrywając się od pracy.
- Ano… to musi być potężna broń prawda? – blondyn zapytał z uśmiechem.– Musi być trudno opanować taki miecz.
- Sam się przekonaj! – Suigetsu sam nie wiedział czemu to zaproponował.Nigdy nie pozwalał nikomu dotykać miecza. Ale ten dzieciak pewnie nawet go nie podniesie, pomyślał złośliwie podając mu rękojeść.
Naruto
klasnął radośnie w dłonie i złapał miecz. Przez chwilę ze zmarszczonymi
brwiami warzył go w dłoni, po czym szybko stanął pewniej na nogach i
zamachnął się ostrzem. Jego spojrzenie stało się zupełnie inne niż przez
ostatnie dni – nie było już łagodne i niewinne, w niebieskich
tęczówkach błysnęła żelazna wola i pewność siebie. Blondyn wykonał serię
cięć,błyskawicznie obracając ostrze w powietrzu. Ze śmiechem popatrzył
na osłupiałe miny swoich towarzyszy. Podrzucił miecz tak, że zawirował w
powietrzu i ponownie złapał rękojeść.
-
Naprawdę jest wspaniały – oddał miecz białowłosemu. Fioletowe tęczówki
spojrzały zaskoczone. NIKT nie był w stanie tak lekko posługiwać się TYM
mieczem. W dodatku oczy blondyna były inne niż zwykle, zupełnie jakby
był inną osobą. – Ale to tylko broń. W walce z shinobi stanowi słabość –
jego głos także się zmienił, był chłodny i opanowany.
- Jak śmiesz! – Suigetsu stracił nad sobą panowanie. – Nikt nie oprze się temu ostrzu!
- Chcesz się przekonać, o czym mówię? – Naruto przestał się śmiać.
- A co masz na myśli?
- Pojedynek… taki towarzyski, nic poważnego. Przekonamy się jak wypada miecz w walce ninja.
Rozdział 7
(betowała Lilian)
Cała
wioska pogrążyła się w milczącym oczekiwaniu. Wszystkie misje zostały
odwołane, ponieważ nikt nie miał do nich głowy. Naruto nadal spędzał
czas w szpitalu, mimo, że fizycznie czuł się całkiem dobrze. Zachowywał
się jak radosne dziecko, chociaż bał się dotyku i widoku nieznanych
sobie ludzi. Nikt nie wiedział, co z nim zrobić, jego mieszkanko już
dawno zostało wynajęte komu innemu. Odwiedzało go mało osób, wszyscy
czuli się potwornie winni, kiedy na niego patrzyli. Dopiero teraz
widzieli jaką wspaniałą mógł być osobą, gdyby nieokrutne traktowanie
przez ludzi z wioski w dzieciństwie. Nie potrafili patrzeć w te łagodne
oczy ze świadomością, że wszystko w co blondyn teraz wierzy jest
kłamstwem.
Po kilku dniach Sasuke stwierdził, że nie można dłużej trzymać Naruto w szpitalu, więc zaproponował, że zabierze go do siebie.
-
Ale… Nie będę ci przeszkadzał? – Naruto popatrzył niepewnie na bruneta.
– Bo wiesz, nie chciałbym ci sprawić kłopotu. Myślę, że jeśli kiedyś
miałem swoje mieszkanie, to może mógłbym znowu coś wynająć…
-
Nie! – Naruto drgnął przestraszony, a Sasuke skrzywił się
mimowolnie.Nie chciał odpowiadać tak gwałtownie. – Mój dom jest duży i
nie będzie to żadnym kłopotem. Zbierz swoje… – przerwał ze świadomością,
że blondyn nie ma żadnych swoich rzeczy. – Przygotuje dla ciebie pokój i
wrócę z jakąś godzinę,wtedy razem pójdziemy do domu. Dobrze?
Naruto
uśmiechnął się promiennie i przytaknął. Wydawał się faktycznie
szczęśliwy. Tak szczęśliwy jak nigdy wcześniej. Patrzył na odchodzącego
kolegę jak psiak na ukochanego właściciela. Sasuke odchodząc czuł uścisk
w piersi.
_-*-_
Jego
kompani pomogli mu wysprzątać nieduży pokoik, znajdujący się
naprzeciwko jego sypialni. W szafie ułożyli też nieduży stosik ubrań w
ciemnych kolorach, które kiedyś należały do Sasuke, a teraz już były za
małe. Blondyn był drobniutki, więc powinny na niego pasować. Karin
zabrała się za gotowanie obiadu, a Suigetsu i Jugo siedzieli jak zwykle w
salonie nic nie robiąc. Młody Uchiha pokręcił głową z niesmakiem i
ruszył z powrotem w stronę szpitala.
Wszedł
bez pukania do sali Naruto i zamarł w drzwiach patrząc na uroczy widok
jaki przedstawiał sobą Naruto. Ubrany w luźne czarne spodnie i biały
podkoszulek, spał zwinięty w kłębek na łóżku. Musiał usnąć czekając na
powrót Sasuke.
Brunet
podszedł do niego cichutko i samymi opuszkami palców pogładził
delikatny policzek, przecięty trzema cieniutkimi bliznami
przypominającymi lisie wąsy. Blondynek tylko zmarszczył nosek mrucząc
coś niewyraźnie i spał dalej. Nie obudziło go też lekkie potrząsanie za
ramię, spał wyjątkowo mocno.
Sasuke
z cichym parsknięciem podciągnął go do góry, opierając o swoje plecy, i
łapiąc pod kolanami podniósł. Naruto poruszył się delikatnie, ale jego
oddech dalej był głęboki i spokojny. Wtulił twarz w odsłonięty kark
Uchihy i zadowolonym westchnieniem znieruchomiał. Sasuke popatrzył na
niego przez ramię i uśmiechnął się widząc słodko rozchylone usteczka i
zarumienione od snu policzki. Tak, tego młotka mógłby cały czas nosić na rękach.
Wywołali
niemałą sensacje w wiosce. Widok znienawidzonego zdrajcy niosącego na
plecach ich ukochanego Naruto wzbudzał poruszenie i
niepewność.Wiedzieli, że to on uratował Naruto od demona, ale
uprzedzenia trudno było pokonać. Dopiero teraz wszyscy mieszkańcy wioski
przestali patrzeć na niego z pogardą i nienawiścią – czuli się równie
winni, widzieli jak bardzo skrzywdzili to dziecko.
Blondyn
nie zwracał najmniejszej uwagi na gwar ulicy, obudziło go dopiero
trzaśnięcie zamykanych drzwi. Sasuke czując jak się przeciąga postawił
go delikatnie na ziemi, z ciekawością patrząc na jego reakcję. Naruto
stał mrugając i niepewnie patrząc na trzy osoby stojące w korytarzu. Nie
zdążył jeszcze w pełni uświadomić sobie co widzi kiedy Karin rzuciła
się w jego stronę wieszając mu się na szyi. Przestraszony próbował się
cofnąć, ale tylko potknął się o dywanik, przewracając się do tyłu i
pociągając za sobą dziewczynę. Karin wydawała się zachwycona sytuacją,
czego nie można powiedzieć o chłopaku, który z przerażenia nie potrafił
nawet jej odepchnąć, a w jego oczach momentalnie zebrały się łzy. Sasuke
z wściekłością oderwał od niego Karin, a Jugo pomógł mu się podnieć.
Blondyn od razu schował się za olbrzymim rudzielcem, drżąc i zaciskając
piąstki na jego koszuli. To jeszcze bardziej zdenerwowało bruneta,który
czuł zwyczajną zazdrość. Naruto powinien chować się za nim!
Suigetsu
stał cały czas pod ścianą i śmiał się z całej sytuacji.Najbliższe dni
zapowiadały się bardzo ciekawie. Pierwszy raz od wielu miesięcy maślany
wzrok Karin nie był utkwiony w Sasuke, tylko w drobnym drżącym ciałku
ukrytym za Jugo. Sasuke z wypiekami wściekłości nieświadomie zaciskał
dłonie na jej gardle, spojrzeniem sztyletując rudego. Dobrze, że on sam
nie miał żadnych planów wobec jasnowłosego malca, przynajmniej obędzie
się bez kłopotów.
Rozdział 6
(betowała Lilian)
Po
tym wszystkim rozpętało się istne piekło. Nikt nie wiedział co począć,
wszyscy czuli się zagubieni i przerażeni. Wszyscy medycy
zostali postawieni na nogi i każdy próbował coś zrobić. Kilku zajęło się
osłabionymi członkami ekipy pieczętującej i Sasuke. Całkiem sporo z nich
starało się uspokoić Tsunade i odciągnąć ją od zdezorientowanego
blondyna, którego nie chciała wypuścić z ramion. Reszta próbowała
zrozumieć co się stało i wymyślić jakiś plan działania.
Sam
Naruto siedział w jednym ze szpitalnych pokoi i patrzył łagodnie
na Sakurę, odpowiadając na jej pytania. Powiedzieli mu, że długo był
chory i dlatego może nie pamiętać. Nie pamiętał absolutnie nic. Posiadał
całą widzę o świecie jaką zdobył do tej pory, ale nie pamiętał ani
swojego życia, ani żadnych osób. Zachowywał się też zupełnie inaczej niż
zwykle. Nie było w nim tej rezerwy i świadomości oddalenia od innych.
Uśmiechał się naturalnie i wyglądał wtedy wyjątkowo rozkosznie. Nie
paplał jak najęty i nie wygłupiał się,był za to spokojny i ujmująco
uprzejmy. Jego oczy były pełne ciepła i dobroci.Był ufny i wydawał się
szczęśliwy. Zmartwił się trochę na wieść, że nie ma żadnej rodziny. Ale
zaraz z rozbrajającym uśmiechem zapytał:
- Czy ty… byłaś moją przyjaciółką? Jesteś dla mnie taka miła…
-
Jaaa… – Sakura zająknęła się. – Tak. Chodziliśmy razem do szkoły
i później też się przyjaźniliśmy. – uznała, że dobrze postąpiła widząc
radość w niebieskich tęczówkach.
- To dobrze. Cieszę się że miałem taką przyjaciółkę –
zaszczebiotał. – Czy miałem też innych przyjaciół? Przedstawisz mi ich?
Tutaj jest tyle miłych ludzi, na pewno wielu z nich było mi bliskich
kiedy nie miałem rodziny, prawda? Czy myślisz, że im należycie
podziękowałem? Przecież powinni wiedzieć jak bardzo cenię ich
pomoc, nawet jeśli nie pamiętam… – spojrzał na dziwną minę dziewczyny. –
Prawda?
-
Och… tak, tak, z pewnością im podziękowałeś. Teraz powinieneś odpocząć, a
kiedy odzyskasz siły poznasz z powrotem wszystkich przyjaciół…
- A ten chłopak? Czy on też…
- Tak on też. Tylko, że dawno go nie widziałeś bo wyjechał. Położysz się teraz spać?
- Jeśli twierdzisz, że powinienem… Tylko… Czuje się bardzo niepewnie…
- Wiem, ale to niedługo minie. Śpij…
_-*-_
Kiedy
Sakura zdała raport z przeprowadzonego wywiadu Tsunade załamała się
kompletnie wybuchając głośnym płaczem, a Sasuke odwrócił się do ściany
i przestał się do kogokolwiek odzywać. Sakura jako jedyna była jeszcze w
stanie cokolwiek zdziałać, więc postanowiła nie czekać. Najpierw podała
Tsunade silne leki uspokajające i wysłała Sasuke do łóżka. Wezwała
Shizune i kazała natychmiast wysłać wiadomość do Kazekage z dokładnymi
informacjami o Naruto.Wiedziała że Gaara czeka na jakiekolwiek wieści,
nim też bardzo wstrząsnął los chłopaka.
Usiadła
w biurze i razem z Shizune zajęła się papierkową robotą.
Zwykle siedziała tu z Naruto – ona zajmowała się dokumentacją szpitala, a
on wioski –dużo się nauczył i przed porwaniem już w większości
przejmował obowiązki Hokage. Potem, po wypadku Naruto, do papierzysk
wróciła Tsunade, która nie mogła się pogodzić ze stratą blondyna i po raz
pierwszy w życiu nie odkładała żadnych raportów na później, zajmując się
wszystkim od razu, ale teraz była nieprzytomna od leków. Shizune już od
dawna nie musiała się tym zajmować, ale teraz nie chciała myśleć o
wszystkim co się stało. Jak inni cieszyła się, że Naruto wrócił, ale to,
że stracił pamięć…
Siedziały
w dwójkę całą noc, a rano od razu rzuciły się w wir pracy.Nie pozwalały
sobie na chwilę odpoczynku, żeby jak najbardziej zagłuszyć zmartwienia.
Wiele osób poszło w ich ślady, więc cały szpital był niezwykle pobudzony.
Wszyscy czekali na decyzję Sakury, co robić dalej…
Rozdział 5
(betowała Lilian)
Przygotowania
trwały dwa dni. Wszystko musiało być gotowe w najmniejszych
szczegółach. Każdy z obecnych wiedział, że to jedyna i ostatnia szansa
na ocalenie Naruto.
Wszyscy
patrzyli z przerażeniem na drobne ciało szarpiące się w łańcuchach. Lis
był wyraźnie wściekły. Żeby zbliżyć się do demona, musieli rozciągnąć
łańcuchy między ścianami, napinając je tak, że nie mógł się
ruszyć.Bestia wyła i szarpała się jednak łańcuchy były zbyt mocne,
obłożone specjalnymi pieczęciami i napełnione czakrą…
Kilku
medycznych ninja zaczęło składać pieczęcie, oplatając demona siecią
błękitnych płomieni. Demon z wściekłością szarpnął łańcuchami, a wycie
stało się głośniejsze, docierając w najgłębsze zakamarki duszy,
przerażając i wywołując odruch ucieczki. Wyszkoleni shinobi potrafili
nad tym zapanować,jednak było wyraźnie widać strach w ich spojrzeniach.
Sasuke
zbliżył się powoli i złożył dłonie. Wystarczyła chwila, a znalazł się w
umyśle Naruto. Mroczny korytarz wyglądał zupełnie inaczej, ściany były w
wielu miejscach popękane i podrapane, pochodnie pogaszone…
Wykorzystując wściekłość demona, przebiegł koło miotającego się ciała
niezauważony. Kierował się głębiej, tam gdzie kiedyś widział olbrzymią
bramę. Przebiegł przez uchylone wrota i zamarł, zapominając na chwilę o
tym co ma robić. Poczuł jak łzy płyną po jego policzkach i nie potrafił
zareagować…
U
jego stóp, na brudnej posadzce leżało zmasakrowane ciało blondyna.Każdą
widoczną część skóry pokrywały głębokie rany, widoczne było też, że ma
połamane kości… Nie ruszał się, a przy każdym słabym oddechu na ustach
pojawiały się krwawe bańki. Sasuke od razu zauważył świeże ślady po
szponach przecinające jego pierś – najwidoczniej rany które zadał sobie
demon,natychmiast pojawiały się na tym drobnym ciałku, tylko że tutaj
nie leczyła ich pomarańczowa czakra…
Sasuke z trudem odwrócił się od ukochanego i wrócił do bramy. Wiedział,że musi się spieszyć.
Zerwał
kartkę z pieczęcią z bramy i wrócił na drugą stronę. Stojąc obok Naruto
zatrzasnął wrota zaklejając je papierem. Ostatni raz spojrzał na
zakrwawionego blondyna i złożył kolejną pieczęć, wracając do własnego ciała.
Kiedy
tylko znowu znalazł się w pomieszczeniu rzucił Tsunade porozumiewawcze
spojrzenie i zachwiał się na nogach. Od razu chwyciły go delikatne ręce.
Spojrzał w bok i ze zdziwieniem ujrzał różowe włosy Sakury.Zdecydowanym
ruchem posadziła go na podłodze i nadal podtrzymując za ramiona
patrzyła na Hokage. Sasuke spojrzał tam gdzie ona.
Kiedy
tylko blondynka zrozumiała, że się udało doskoczyła do Naruto,wbijając
palce w jasną skórę na brzuchu, dookoła widocznej tam pieczęci. Czakra
otaczająca jej dłoń natychmiast przelała się w symbol, który zmienił się
delikatnie. W tym samym momencie demon wrzasnął, tym razem z
przerażeniem, anie wściekłością. Okrzyk rozdzierał uszy wszystkich
obecnych przez dwie lub trzy sekundy, po czym ścichł i zmienił się w
zwykły ludzki krzyk.
Naruto
krzyczał, a jego ciało trzęsło się w targających nim drgawkach.Nikt się
nie poruszył, za bardzo bali się, że to kolejny podstęp Lisa. Dopiero
kiedy drgawki ustały, a ciało blondyna zwisło bezwładnie w łańcuchach
Godaime zbliżyła się, cały czas nie spuszczając z niego bacznego
spojrzenia.
Najpierw
sprawdziła dłonie Naruto i z zadowoleniem stwierdziła, że to normalne
dłonie człowieka. Łapiąc za podbródek podniosła jego głowę. W każdej
chwili oczekując ataku wyciągnęła dłoń i uniosła jedną powiekę. Dopiero
teraz pozwoliła sobie na uśmiech, patrząc na błękitną jak niebo
tęczówkę. Gestem nakazała obecnym shinobi odpiąć łańcuchy. Pomimo
osłabienia bez problemu złapała bezwładne ciałko na ręce i tuląc je do
siebie ruszyła z nim w stronę Sasuke.
Położyła Naruto na ziemi, tak że głowę opierał na kolanach bruneta.Uśmiechnęła się radośnie i poczochrała czarne włosy Uchihy.
- Dziękuje – mruknęła, po czym poklepała delikatnie policzek blondyna.– Naruto! Hej, Naruto obudź się…
Blondynek
zamruczał coś, po czym podniósł łapki i przetarł nimi ślepka.Popatrzył
niezbyt przytomnie najpierw na Tsunade, potem na Sasuke, a w końcu na
wszystkich otaczających ich ludzi. Wszyscy poczuli ulgę, widząc ten
ukochany błękit. Patrzyli na Naruto czekając na to co powie. Blondyn
zmarszczył tylko brwi i jeszcze raz się rozejrzał. Spojrzał znowu na
Tsunade i drżącym,zachrypniętym głosem zapytał:
- Kim… Kim wy jesteście?
Rozdział 4
(betowała Lilian)
Nie
wychodził z pokoju już od trzech dni. Ignorował dobijających się do
drzwi towarzyszy, aż w końcu dali mu spokój. Od Hokage nikt nie
przyszedł, więc pewnie Sai opowiedział im jak zareagował na widok
Naruto.
Nie potrafił otrząsnąć się z szoku jaki
wywołało w nim to spotkanie… Kiedy wracał do zdrowia, uświadomił sobie,
że drobny blondyn jest jedyną osobą, która kiedykolwiek była ważna w
jego życiu… Że czuje do niego coś więcej niż tylko przyjaźń, że chce
spędzić z nim całe życie,ochraniać go i sprawiać żeby był szczęśliwy. To
dla niego chciał wrócić do wioski, przecież blondyn tyle czasu próbował
go namówić żeby wrócił… A teraz nagle okazało się, że przez niego ta
drobna wesoła istotka już nie istnieje,teraz jest tylko naczyniem dla
okrutnego demona… Nie wiedział ile prawdy jest w tym co demon mówił o
zadawaniu bólu Naruto, ale czuł się jeszcze bardziej winny.
Wracał
ciągle myślami do ich ostatniego spotkania. Do tego jak zimno go
potraktował, jak wdarł się do jego umysłu rozmawiając z Lisem, nie mając
świadomości, że może on kiedyś opanować… Wdarł się…
Sasuke zerwał się na równe nogi. Jeśli jest tak jak pomyślał… To może być jedyna szansa dla blondyna… Musiał to sprawdzić.
_-*-_
Hokage
siedziała przodem do okna zastanawiając się nad słowami bruneta.Była
zaskoczona kiedy wtargnął do jej gabinetu, krzycząc, że musi mu pomóc.
-
Zrozum, że już wiele razy próbowaliśmy ponownie go zapieczętować, ale
nasze próby tylko go rozwścieczały. Najdziwniejsze jest to, że dawna
pieczęć nie zniknęła…
-
Bo nie została zerwana! – Sasuke przerwał, nie myśląc o tym że jest
niegrzeczny. – Naruto nie mógł jej złamać, on tylko ją… tak jakby…
rozluźnił? –nie potrafił dobrać słów. – Ta pieczęć jest jak brama, która
zamykała demona wewnątrz Naruto. Kiedy sięgnął po jego moc, brama się
uchyliła, a demon wyszedł i teraz nie chce wrócić, za to sam Naruto jest
za tą bramą… Kiedyś wdarłem się sharinganem do jego umysłu i wiem jak
to wygląda… Pomyślałem, że gdybym się tam dostał i przeniósł pieczęć na
drugą stronę bramy, to może dałoby się go znowu zamknąć, tylko że na
odwrót, ale to chyba nie ma znaczenia? – popatrzył błagalnie na
blondynkę.
- Hmmmm… Może masz racje… – zamyśliła się. – Ale jak chcesz to zrobić?
-
Trzeba zająć jego uwagę… Na przykład pozorowaną próbą założenia nowej
pieczęci. A ja wedrę się do umysłu Naruto i zajmę się resztą.
- Wiesz, ze to może być niebezpieczne?
- Tak, ale… jestem mu coś winien…
-
Czy ty coś do niego czujesz? Zawsze kiedy słuchałam raportów na twój
temat… Zawsze mówili o tobie jako o osobie zimnej i bez uczuć. Nie
lubiłeś nikogo, a zwłaszcza Naruto…
-
Nie! Ja… Naruto… On jako jedyny mnie zaakceptował. Nie wiem
dlaczego,zawsze go odtrącałem jak wszystkich. Myślałem tylko o zemście,
nie chciałem nic innego. A on był zawsze taki denerwujący z tym swoim
śmiechem i wygłupami.Trzeba było go pilnować i w ogóle… A kiedy zabiłem
Itachiego i nie wiedziałem co powinienem zrobić, jedyna osoba o której
mogłem myśleć… To był właśnie Młotek.
- Kochasz go? – spytała Tsunade patrząc na niego uważnie.
Sasuke
zamarł w pierwszej chwili z otwartymi ustami, by zaraz zarumienić się
po koniuszki uszu. Dopiero teraz uświadomił sobie co tak naprawdę czuje…
- Myślę, że tak…
-
On będzie potrzebował pomocy jeśli nam się uda. Nie wiem czy to wogóle
będzie on. Do tej pory nie było przypadków, żeby ktoś był tak opanowany
przez demona, więc nie wiemy jakie to będzie miało skutki… Ani fizyczne,
ani psychiczne.
- To nieważne! Ja się nim zaopiekuje, zrobię wszystko co będzie potrzeba…
- Dobrze. Właśnie takiej odpowiedzi oczekiwałam. Kiedy możemy zacząć?
czwartek, 9 stycznia 2014
Rozdział 4
Rozdział 4
Usiadł
wygodnie opierając się o wezgłowie łóżka i przygarnął Harry’ego do
siebie tak, że siedział mu między nogami, wsparty o jego pierś. Jedną
ręką trzymał głęboki srebrny kielich, a drugą podtrzymywał chłopca.
Zastanawiał się, czy dzieciak mu zaufa i wypije eliksir… W końcu nie
miał nic do stracenia.
-
Wypij to… Powinieneś poczuć się lepiej – wyszeptał, podsuwając mu
puchar. Musiał pomóc mu go utrzymać, bo był za bardzo osłabiony. Jednak
wypił bez sprzeciwów.
Efekty
było widać od razu. Przestał drżeć i wyraźnie się uspokoił, siedział
też pewniej, nie tak,jakby się miał zaraz przewrócić. Nie odsunął się
jednak od Voldemorta, jak ten się spodziewał, tylko z westchnieniem ulgi
wtulił się w ciepły tors. Czuł się zdecydowanie lepiej. A Riddle
uśmiechnął się czule, patrząc na wiercącego się nastolatka.
-
Czy możemy teraz porozmawiać? – Tom nie chciał przerywać tej przyjemnej
chwili, ale musieli sobie wyjaśnić jeszcze kilka spraw. – Wierzysz mi?
Zdziwione spojrzenie przeraźliwie zielonych tęczówek i niepewne kiwnięcie głową. Tom zadowolony kontynuował.
- Dlaczego czuć od ciebie na kilometr magię leczniczą? I dlaczego byłeś w centrum Londynu, a nie u wuja?
-
Booo… Jak wuj się upił to… rzucił się na mnie, a ja nie mogłem się
obronić. Jak ludzie od dyrektora mnie zobaczyli, to od razu zabrali mnie
do Syriusza – wymamrotał opuszczając głowę.
- Czy ktoś wie o tym co się stało? O twojej… ciąży?
- Tylko Hermiona… Ale ona nic nie powie.
- Możesz mi powiedzieć,dlaczego postanowiłeś się ze mną spotkać? – Jego głos stwardniał. Musiał się tego dowiedzieć.
Harry
popatrzył na niego, a jego dolna warga wygięła się w podkówkę. Widząc
nieugięte spojrzenie Lorda wtulił się niepewnie w jego koszulę,
zaciskając na niej dłoń i cichym drżącym głosem odpowiedział.
-
Po tym jak t-t-to się stało… J-ja nie widziałem co robić, czułem się
taki brudny i w ogóle… A potem się dowiedziałem o ciąży i już miałem
wszystkiego dość. I pomyślałem, że skoro i tak chcesz mnie zabić, to nie
ma sensu czekać i, że może chociaż zapewnię im bezpieczeństwo…
Tom
złapał chłopaka za podbródek, podnosząc jego głowę. Patrzył na
zaczerwienione od łez i wstydu policzki i nagle poczuł się skończonym
draniem.
-
To przez to, co zrobiłem? – Niepewne kiwnięcie. – Wiesz, że nie
chciałem… Gdybym wiedział, że to ty, nigdy bym cie nie skrzywdził… –
Jeszcze jedno kiwnięcie. – Czy pozwolisz… – Zaciekawienie i nutka
strachu w zielonych oczach na chwilę odebrały mu mowę. Uśmiechając się
uspokajająco spróbował jeszcze raz.
-
Czy pozwolisz mi zmienić to wspomnienie? Nie magicznie, po prostu
pozwól mi dać ci inne, lepsze…Pozwól mi naprawić ten błąd… – mówiąc to,
coraz bardziej zbliżał twarz do chłopca.
Harry’ego
uspokoił delikatny ton, czuł też olbrzymią senność wywołaną zmęczeniem i
wszystkimi dziwnymi zdarzeniami ostatnich dni. Nie rozumiał o co chodzi
Voldemortowi, ale zapach starszego czarodzieja go otumaniał, tak jak
ciepły oddech owiewający policzki. Nieświadomie przymknął oczy,
przytakując niemo w odpowiedzi. Po chwili poczuł delikatne muśnięcia
ciepłych warg na swoich ustach, tak inne od nieporadnych pocałunków Cho.
Uniósł twarz chcąc to jeszcze raz poczuć.
Tom
delikatnie pieścił wargami i językiem miękkie usta Harry’ego. Czując
jak chłopiec podnosi głowę i przekręca się przodem do niego, nasilił
pieszczotę przygryzając lekko jego dolną wargę. Potter jakby
nieświadomie jęknął i uchylił usta, pozwalając na pogłębienie pocałunku.
Riddle tylko na to czekając, wsunął język w usta chłopca, badając ich
miękkość i smak. Czuł, jak nastolatek drży na całym ciele,pojękując
cichutko.
Niechętnie
oderwał się od nastolatka, spoglądając na niego z uśmiechem. Miał
ciągle wpółprzymknięte powieki,a zaczerwienione wargi rozchylone,
łapczywie chwytające powietrze. Całości obrazu dopełniały pokaźne
rumieńce i zamglone podnieceniem oczy. Wyglądał tak pociągająco,że
Riddle musiał się opanować, żeby się na niego nie rzucić. Oprócz skutków
pocałunku, widział też coraz wyraźniejsze oznaki zmęczenia, a nie
chciał go kolejny raz skrzywdzić. Odsunął się wstając i przykrywając
zaskoczonego chłopca lekką kołdrą.
-
Nie dzisiaj malutki…Nie kiedy jesteś zmęczony i przestraszony. –
Pogłaskał go po policzku. – Idź spać, a do naszej „rozmowy” wrócimy
kiedy odpoczniesz.
- Ale…
-
Ciiiii… Naprawdę potrzebujesz się wyspać. Niczym się nie martw, jakoś
wszystko załatwimy. Śpij…- Nadał swojemu głosowi hipnotyczne brzmienie.
Widział jak Harry przymyka oczy,ale nagle jakby sobie o czymś
przypomniał.
- A możesz… um… – Przerwał zawstydzony, chowając twarz w poduszce.
- Powiedz. – Jego głos choć delikatny, był rozkazem i zmuszał do odpowiedzi.
-
Mógłbyś zostać zemną? Ja nie lubię zasypiać sam… – wymruczał w
poduszkę. Był mu głupio, że to powiedział, ale ostatnio nad sobą nie
panował. Rozluźnił się dopiero czując ponowne ugięcie się materaca i
ciepłą dłoń wplątującą się w jego włosy. Nawet nie poczuł, kiedy zasnął…
_.-*-._
Harry
przekręcił się pod kołdrą, mrucząc cicho z zadowolenia. Było mu ciepło i
miękko, czuł się wyjątkowo wyspany. Zaczął się leniwie zastanawiać nad
tym co się stało.Wcześniejsze dni wydawały się nierealne i zamazywały
się w jego pamięci. Za to ostatni wieczór… Nie otwierając oczu
zmarszczył brwi, niepewny swoich emocji.Jego umysł od lat przyzwyczajony
do strachu przed Voldemortem, krzyczał na alarm,ostrzegając, że
powinien natychmiast uciekać i, że na pewno nie powinien czuć tego, co
czuje. Ponieważ czuł wiele dziwnych rzeczy, bardzo dalekich od strachu
czy nienawiści.
Był
spokojny i zrelaksowany. Mimo że wydawało się to dziwne, w obecności
Czarnego Pana miał wrażenie, że jest bezpieczny. Tak, jakby właśnie
znalazł prawdziwy dom… Dopiero teraz uświadomił sobie, że nawet w
Hogwarcie nie czuł się tak, jak tutaj. Jakby zawsze był na marginesie,
nie na swoim miejscu. Tutaj wydawał się właśnie pasować najbardziej.
Jego emocje i odczucia to potwierdzały. Podświadomie wiedział, że może
mu zaufać… A sam Tom, wydawał się niezwykle czuły i opiekuńczy. Nie był
potworem, za jakiego go uważano. Kiedy w nocy, po wypitym eliksirze
Harry ponownie zaczął wymiotować, delikatnie zaniósł go do łazienki i
podtrzymywał mu głowę, a potem ocierał twarz mokrym ręczniczkiem.
Następnie pomógł mu dotrzeć z powrotem do łóżka, otulając pierzyną. I
tak przez pół nocy. Tam i z powrotem. Nie zostawił go ani na chwilę.
Pokręcił
się jeszcze trochę i wyciągnął rękę szukając okularów. Kiedy tylko je
odszukał, popatrzył na fotel stojący tuż koło łóżka. Lord Voldemort
siedział na w nim, z dziwacznie przekrzywioną głową i spał poświstując
cicho przez nos. Książka, którą czytał w nocy wypadła mu z ręki i leżała
na podłodze. Był blady i wymięty, miał wyraźne cienie pod oczami. Ale
dla Harry’ego w takiej postaci wydawał się najbardziej ludzki. Tak
wyglądał właśnie dlatego, że był ludzki!
Miał
zamiar z powrotem zagrzebać się w pościeli i iść dalej spać, kiedy jego
uwagę zwrócił cichy szelest dobiegający z podłogi. Wychylił się i
zobaczył wpatrujące się w niego gadzie ślepia. Nagini leżała zwinięta u
stóp swojego pana niecierpliwie ocierając się o nogi fotela.
- Panie… – zasyczała głośno, unosząc głowę i patrząc na Pottera. – Co TO robi w twoim łóżku?
- Pozwól mu spać… miał ciężką noc. – Harry zasyczał w odpowiedzi. Nie chciał, żeby budziła Toma.
- TO mówi… – Wyraźnie się zdziwiła. – Kim jesteś? – Zwróciła się tym razem bezpośrednio do niego. Jej język załopotał w powietrzu. – Wyczuwam na tobie zapach Pana… ale bez złości i nienawiści… Kim jesteś?
- Ja… jestem jego… – Nie wiedział co powiedzieć. Wąż zaintrygowany zbliżył się, wsuwając kolejne sploty długiego cielska na łóżko.
- Jesteś jego partnerem! Czuje to! Czuje zapach nowego życia, życia które podchodzi od Pana! – Przysunęła się jeszcze bardziej, już w całości leżąc obok nastolatka. – I jesteś ciepły…Mmmmm…
Harry
uświadomił sobie,że węże są zmiennocieplne, więc tak wcześnie rano musi
być dla niej zdecydowanie za chłodno. Odchylił kołdrę, wpuszczając gada
pod spód. Niepewnie zapytał.
- Chcesz się ogrzać? Chodź, tu będzie ci dobrze…
Wąż
natychmiast skorzystał z propozycji, owijając delikatnie chłopca i
pomrukując zabawnie z zadowolenia. Harry’emu ciężar nie przeszkadzał,
był raczej przyjemny, tak jak dotyk miękkiej łuskowatej skóry. Czuł się
jakby ktoś go przytulał i uznał, że jest to bardzo miłe. Ułożył się
wygodnie i kładąc okulary na półeczce ponownie zaczął zasypiać.
_-*-_
Riddle
obudził się gwałtownie, kiedy jego głowa opadła niespodziewanie w dół.
Zerwał się, niepewny co się stało. Dopiero po kilku sekundach
przypomniał sobie wczorajsze zdarzenia i całą ciężką noc… Spojrzał w
stronę łóżka i aż otworzył usta ze zdziwienia.
Harry
leżał wtulony w grube cielsko Nagini jak w jakiegoś dziwacznego
pluszaka. Poruszył się przez sen, pocierając policzkiem jeden ze splotów
i uśmiechnął się z przyjemnością.Lord nie wiedział co zrobić, ale
jednego był pewien. Wąż nie może tam zostać,dzieciak się przestraszy,
jak się obudzi. Podszedł do śpiącej dwójki z wyciągniętą ręką, jednak od
razu musiał odskoczyć. Nagini, kiedy tylko poczuła poruszenie,
błyskawicznie zerwała się do ataku. Wystawione na pełną długość
ociekające jadem kły i gniewny syk upewniły go, że nie pozwoli podejść
do Harry’ego.
- Co ty robisz?! – wysyczał ze złością.
- Bronię…
Nie wiedziałam, że to ty Panie. Twój partner mówi i mnie zaprosił, a
jest taki rozkosznie ciepły… I w dodatku ma twoje młode… Nie pozwolę się
do niego nikomu zbliżyć… - Ponownie zasyczała ostrzegawczo. – Tylko tobie Panie… – dodała jakby po namyśle, opadając ponownie na pościel.
Tom
popatrzył na nią zdziwiony. Najwidoczniej Harry sam przyjął ją do
łóżka. Ale, że była gotowa go tak agresywnie bronić… Zwykle się tak nie
zachowywała. Wykonywała tylko rozkazy. Popatrzył jeszcze raz na węża i
uśmiechnął się pod nosem. Jeśli Harry ją lubi, to tym lepiej.
Przynajmniej nic mu się nie stanie, Nagini już na tonie pozwoli.
Sprawdził czy nastolatek mocno śpi, po czym krzywiąc się ruszył do łazienki. Że też musiał usnąć na tym fotelu…
Rozdział 3
Rozdział 3 (Betowała Akari)
Harry
siedział w fotelu z kubkiem gorącej herbaty i pudełkiem chusteczek. Tom
chodził po komnacie tam i z powrotem, po cichu opowiadając chłopcu o
tej okrutnej pomyłce, przez którą tyle wycierpiał.
Opowiedział
już jak jego matka, szaleńczo zakochana w przystojnym paniczu,
postanowiła zrobić wszystko, żeby zdobyć jego miłość. Jak zawarła pakt
ze złym duchem, oddając mu swoje niepoczęte jeszcze dziecko, w zamian za
miłość mężczyzny.
„Była szalona i nic się dla niej nie liczyło.
Demon
dał jej o co prosiła, ale kiedy tylko poczęte zostało dziecko, nie
widział sensu w dalszym wykonywaniu rozkazów kobiety. Tom Riddle senior
odszedł, a matka Lorda oszalała z rozpaczy. Bestia podtrzymywał jej
marne życie do momentu narodzin dziecka.Później liczyło się dla niego
tylko niemowlę, będące jego własnością.
Voldemort
przez całe życie walczył z demonem, nie mogąc jednak nic zrobić. Mało
kto wiedział jaka jest prawda. Wszyscy uważali, że jest po prostu złym
człowiekiem. On sam nie miał nic przeciwko mugolom, to Bestia uważała,
że są tylko mięsem, tak samo jak szlamy. Czarodziei czystej krwi
uznawał, ale tylko w roli służących.
Zły
posługując się jego ciałem zaczął podbijać świat, niszcząc wszystko na
swojej drodze, siejąc strach i spustoszenie. I wtedy pojawiła się
przepowiednia, wypowiedziana w takim samym brzmieniu przez kilku
wieszczów. On sam słyszał ją sześć razy. Siódmy raz został wypowiedziany
w obecności dyrektora Hogwartu i podsłuchującego śmierciożercy. Tylko,
że ta ostatnia przepowiednia… Trelawney była bardzo słabą wieszczką i
nie dała rady przekazać całej przepowiedni. Miejsca w których jej głos
się załamywał, powinny być wypełnione słowami. Słowami, których brak
zmienił całkowicie znaczenie przepowiedni. Jej cały tekst brzmiał:
„Oto
nadchodzi ten, który ma moc pokonania Czarnego Pana,uciszenia jego
gniewu i dania spokoju opanowanej duszy. Zrodzony z tych, którzy
trzykrotnie mu się oparli, a narodzi się, gdy siódmy miesiąc dobiegnie
końca, w świetle pełni księżyca. A choć Czarny Pan naznaczy go jako
równego sobie,będzie on miał moc, jakiej Czarny Pan nie zna, moc
wiecznej miłości, obcą dla istoty mroku. I jeden z nich musi zginąć z
ręki drugiego, bo żaden z nich nie może żyć, gdy drugi przeżyje, mogą
istnieć tylko razem – w harmonii.”
Przepowiednia
nie mówi więc o tym, że Harry ma zabić Czarnego Pana. Potter jest
jedyną osobą, która swoją miłością może dać wolność człowiekowi
opanowanemu przez demona,nazywanego Czarnym Panem. Dlatego Tom chciał go
odnaleźć przez te wszystkie lata… Jedyną, ponieważ był jedynym
dzieckiem które urodziło się tej nocy,podczas pełni księżyca.
Dumbledore
źle zrozumiał treść przepowiedni. Chciał chronić chłopca przed Tomem za
wszelką cenę, traktując go jako jedyną szansę na pokój. Nie wiedział,
że tym samym oddala pokój, który mógł nastąpić tylko kiedy Harry byłby
blisko Czarnego Pana.W dodatku zaczął pomagać im jeden ze
śmierciożerców, który także słyszał tamtą przepowiednię i uwierzył w
nią. Chcąc chronić swego Pana, dołączył do organizacji dyrektora,
myśląc, że ukryje to przed Tomem.
Niestety
państwo Potter w to uwierzyli. Kiedy ich dziecko miało rok, a
Voldemortowi udało się w końcu go namierzyć, rozegrała się wielka bitwa.
Bitwa w czasie której przypadkowo zginęli James i Lily, a sam Harry
dostał rykoszetem jednego z zaklęć. Tom chciał sprawdzić czy dziecku nic
nie jest i wtedy oberwał Avadą. Przeżył tylko dzięki mocy demona.
Od
tego czasu starał się dotrzeć do bruneta, jednak ten był zbyt dobrze
chroniony. Jednocześnie Czarny wciąż rósł w siłę próbując przejąć władzę
nad światem…
Ale
teraz nie ma dyrektora i jeśli Harry zgodzi się z nim zostać, wszystko
się zmieni. Nie będzie już trzeba zabijać, nie będzie więcej walki.
Tylko chłopiec musi mu uwierzyć…”
Harry
patrzył na niego nie wiedząc co powiedzieć. Odstawił kubek z ledwo
napoczętą herbatą i ukrył twarz w dłoniach. Wszystko co mówił brzmiało
logicznie, zdecydowanie bardziej logicznie niż to co tłumaczyli mu w
szkole… Dlaczego nikt mu tego nie wyjaśnił?Dlaczego przez lata obwiniał
Voldemorta za śmierć swoich rodziców, chociaż oni zginęli w walce?
-
Jeszcze trzeba wyjaśnić sprawę… wiesz czego. – Voldemort popatrzył na
niego niepewnie. Dopóki opowiadał, mógł nie myśleć o tym, co mogło się
stać w tamtym zaułku. – Mogę rzucić zaklęcie sprawdzające?
Brunet
wstał i kiwnął głową, a potem patrzył jak jego brzuch otacza srebrzysta
poświata z małym czerwonym światełkiem pulsującym delikatnie w okolicy
podbrzusza. Kiedy poświata zniknęła spojrzał niepewnie na bledszego niż
zwykle Voldemorta.
-
Więc to prawda… -usłyszał tylko jak przez mgłę w momencie, kiedy ugięły
się pod nim kolana i zapadł w czarną pustkę, wdzięczny, że nie musi już
o tym myśleć.
_.-*-._
Tom
złapał chłopaka tuż nad podłogą, nie pozwalając mu upaść. Podciągając
go do pionu zdziwił się tym jak jego ciało jest drobne i chłodne w
dotyku. Musiał przemarznąć czekając,kamienne komnaty były zimne, nawet
jeśli w kominku palił się ogień.
Oparł
bruneta o swoją pierś i przytrzymując jednym ramieniem, machnięciem
ręki wezwał skrzata,rozkazując mu przynieść coś ciepłego do ubrania.
Jego polecenie zostało spełnione w ułamku sekundy – skrzaty wiedziały,
co może je spotkać za najmniejsze opóźnienie. Wyrwał stworzonku swoją
własną grubą bluzę z kapturem,delikatnie zakładając ją na Harry’ego.
Jego obecność budziła w nim niezwykłe odczucia,emocje, których przez
demona nie czuł nigdy w życiu, w stosunku do nikogo.Martwił się o
chłopca, chciał go chronić za wszelką cenę. Trochę go uspokoiło to, że
Potter go wysłuchał i nie odrzucił po tym wszystkim, co wydarzyło się
przez całe jego życie. Teraz jednak musiał się nim zająć, zwłaszcza w
stanie w jakim znalazł się przez jego głupi wybuch gniewu…
Cały
czas zastanawiając się jak to jest możliwe, żeby chłopiec był w ciąży,
jedną ręką objął jego plecy, a drugą złapał pod kolanami, podnosząc go
do góry. Zachwiał się zaskoczony, nie spodziewał się, że dzieciak będzie
tak lekki. Nawet taka drobina powinna ważyć więcej.
Ze zmarszczonymi brwiami ruszył szybkim krokiem do swoich prywatnych komnat.
_.-*-._
Harry
powoli wynurzał się z pustki. Nie miał siły nawet otworzyć oczu. Czuł,
że ktoś go niesie,trzymając delikatnie na rękach. Przez chwilę nie
wiedział co się stało, dopiero po kilku krokach wszystko sobie
przypomniał, całą sytuację sprzed jego omdlenia. Niepewnie poruszył się,
obejmując kark niosącej go osoby i wtulając czoło w zagłębienie
pomiędzy szyją, a barkiem. Było mu ciepło i czuł się bezpiecznie. Był
otulony jakimś miękkim, przyjemnie pachnącym materiałem, a bliska
obecność drugiego człowieka uspokajała i koiła nerwy.
Czuł
się szczęśliwy, bo ktoś go obejmował, okazywał mu czułość. Tak mało
doświadczył w życiu delikatności, że teraz nie przeszkadzało mu nawet,
że w ramionach trzyma go osoba, którą przez wiele lat uważał za swojego
największego wroga i mordercę swoich rodziców.
Westchnął głęboko i pozwolił swoim myślom ponownie odpłynąć…
_.-*-._
Wszedł
do swojej sypialni z półprzytomnym brunetem na rękach. Obrzucił
spojrzeniem duży kominek z płonącym wesoło ogniem, stojący przed nim
wygodny fotel, szafę, komodę i drzwi do łazienki. Ciemne meble i zielone
wykończenia były gustowne i z pewnością drogie. Pomieszczenie było
ponure, zwłaszcza kiedy okna zasłaniały ciężkie,ciemnozielone zasłony,
ale na razie nie miał gdzie umieścić chłopca, później poszuka mu innego
pokoju.
Podszedł
do dużego łoża,osłoniętego ciężkimi kotarami rozpiętymi między
misternie rzeźbionymi kolumienkami. Położył Harry’ego na pościeli,
zdejmując mu buty. Usiadł ostrożnie obok niego, przyglądając się
sylwetce chłopca. Potter przekręcił się na bok, mrucząc coś niewyraźnie i
wtulając w za dużą bluzę. Był zdecydowanie za szczupły, jak na
siedemnaście lat. Nie chodziło o to, że był niski i drobnej budowy. Z
szerokich rękawów wystawały przeraźliwie chude nadgarstki, a kiedy go
niósł mógł dokładnie wyczuć, że całe jego ciało było kościste. Twarz
miał bladą i zmęczoną, rozczochrane czarne kosmyki opadały na podkrążone
oczy. Oprócz odurzającego zapachu chłopca, Tom wyczuwał na nim też
zapach zaklęć leczniczych i to w dużej ilości, więc niedawno musiało mu
się coś stać. Coś, oprócz zajścia w ciążę! – pomyślał ironicznie.
Pogłaskał blady policzek, a Harry wtulił się w jego dłoń. Jaki on jest uroczy, pomyślał zaskoczony, jest taki delikatny i niewinny. A w dodatku ta drobna istotka nosi teraz pod sercem moje dziecko! Wiedziony
impulsem wsunął dłoń pod materiał koszulki,muskając delikatną skórę
podbrzusza. Harry westchnął i przesunął się w jego stronę nadal zaspany.
Ośmielony Voldemort już pewniej pogładził chudy brzuszek,wywołując
zadowolone mruczenie nastolatka. Zaintrygowany zaczął przesuwać dłoń do
góry, cały czas wsłuchując się w ciche pomruki.
Jednak
kiedy jego dłoń dotarła na wysokość żołądka, Harry szarpnął się
gwałtownie i jęcząc zwinął w kłębek. Riddle od razu cofnął dłoń, nie
rozumiejąc co się dzieję.
- Co się… co się stało?– Potrząsnął delikatnie ramieniem chłopca. – Harry powiedz!
-
To przez… uch…przez to, że nie jadłem – zajęczał głośniej, a po jego
policzkach potoczyły się łzy. – U wujostwa prawie nic nie dostawałem, a
przez ostatnie dni… uch… nie mogłem nic zjeść, bo było mi niedobrze…
-
Zaraz dam ci eliksir wzmacniający. Kołtun! – huknął na skrzata. –
Przynieś szybko eliksir wzmacniający z mojego gabinetu. Ten zielony!
Subskrybuj:
Posty (Atom)