(betowała Lilian)
Sasuke bez zastanowienia ruszył do przodu, ale zatrzymała go dłoń Saia.
-
Nie możesz przekroczyć linii – pokazał na podłogę i na czerwoną farbę
do której Sasuke się zbliżył. – Zaraz wszystko zrozumiesz…
Chłopak
popatrzył na niego wściekle, ale nie widząc reakcji wrócił spojrzeniem
do blondyna. Miał na sobie tylko czarne spodnie i leżał na twardej
posadzce śpiąc… Dłonie miał ukryte pod głową, a jego pierś unosiła się w
spokojnym oddechu. Drobna budowa ciała i delikatne rysy… Był jeszcze
bardziej uroczy, niż Sasuke zapamiętał z ich ostatniego spotkania w
ruinach siedziby Orochimaru. Jego serce krwawiło, gdy patrzył na jego
niewinną twarzyczkę.
- Dlaczego jest tutaj?! – krzyknął Sasuke. – przecież to bestialstwo…
-
Nie! To najlepsze co możemy dla niego zrobić! Nic nie rozumiesz, nie
było cię tutaj, nie wiesz jak było nam ciężko… - Sai całkowicie stracił
nad sobą kontrolę. – Wydaje ci się, że śpi?! Że jest tutaj niewinnie i
okrutnie uwięziony?! Popatrz! – wskazał drżącą dłonią na blondyna.
W
pierwszej chwili wydawało się, że nic się nie zmieniło. Dopiero po
chwili Sasuke to zauważył. Naruto się uśmiechał, ale nie tak jak kiedyś.
Nawet nie tak jak człowiek. Był to uśmiech pełen złośliwości i jakby
zadowolenia, że dał się nabrać…
Blondyn poruszył się powoli,
delikatnie i jakby celowo leniwie,wspierając się na dłoniach uniósł się
do siadu i otworzył oczy. Sasuke sapnął z zaskoczenia i oniemiały
patrzył na Naruto… Spoglądała na niego para czerwonych,opalizujących w
półmroku pomieszczenia ślepi, wypełnionych pierwotną nienawiścią. Kiedy
zauważył strach bruneta zachichotał pokazując wydłużone kły.Dźwięk
rozniósł się echem po pomieszczeniu, mrożąc krew w żyłach, pełen
bezdusznej uciechy.
- Sasuke Uchiha… - wymruczał z przyjemnością. –
Oto i osoba, dzięki której przynajmniej częściowo odzyskałem wolność…
Tak, tak… To dzięki tobie ten głupi szczeniak w końcu mnie uwolnił.
Zanim
którykolwiek z nich zdążył zareagować, czy chociażby zauważyć jakiś
ruch, demon z dzikim okrzykiem, przypominającym coś pomiędzy
szczeknięciem a wrzaskiem, znalazł się tuż przy namalowanej linii,
naprężając łańcuchy. Gdyby Sasuke stał chociaż kilka centymetrów bliżej,
na pewno dosięgłyby go szpony, w które zmieniły się palce Naruto.
-
Widzisz co mi zrobili? – wymruczał uwodzicielsko, znów poruszając się
powoli. – Zamknęli tutaj, gdzie nie mogę nic zrobić, w dodatku nie mogę
zniszczyć tego słabego ciałka i się uwolnić. – Pazurami przejechał przez
pierś,zaznaczając ją czterem długimi ranami, natychmiast uleczonymi
przez pomarańczową czakrę. – Mogę tylko zadawać mu ból… Rozumiesz o czym
mówię, widzę to w twoich oczach. Czyżbyś też coś czuł do tego
śmiesznego dziecka? Nie chcesz słuchać o tym, jak zamknięty teraz w
mojej klatce wrzeszczy z bólu, który mu zadaję? Z bólu i z okrutnej
prawdy, że był za słaby, że zdradził przez ciebie wioskę… - Sasuke
cofnął się zdezorientowany i potrząsnął głową. Słowa demona raniły, a
jednocześnie jego głos miał nieodparty urok, któremu ciężko się było
przeciwstawić.– Jestem ci naprawdę wdzięczny, Sasuke Uchiha… On już
prawie zabił sam siebie podczas tego rytuału, ale słysząc jak śmieją się
z ciebie nie wytrzymał… To była szansa na którą od lat czekałem… Pomóż
mi jeszcze raz… Zdejmij te kajdany…- wyciągnął w jego stronę okute
dłonie, na tyle na ile pozwalały łańcuchy – nie pożałujesz, dam ci
władzę o jakiej nikomu się nie śniło…
Sasuke nie wytrzymał. Po raz
pierwszy w życiu rzucił się do ucieczki,słysząc za sobą szyderczy
śmiech demona. Biegł pustymi korytarzami, zatrzymując się dopiero przed
siedzibą Hokage. Sai od razu do niego dołączył, pojawiając się w obłoku
dymu.
- Myślę, że już rozumiesz… Nie dziw się ludziom, że cię
nienawidzą. Nie znałeś go tak jak my, stał się wspaniałym człowiekiem. A
potem stało się to i jedyną osobą, którą można winić jesteś ty, chociaż
to niesprawiedliwe… Idź teraz do swojego domu i odpocznij. Jeśli Hokage
ci zaufała, to pewnie niedługo przejdziesz egzaminy na chunina i
jonina… Pewnie też potrzebujesz czasu żeby się z tym oswoić…
Sasuke
nie słuchał co dalej mówi chłopak. Ruszył przed siebie ignorując
nienawistne spojrzenia mieszkańców. W jego rodowej siedzibie czekali już
jego kompani, ale ich też zignorował. Nie podnosząc nawet wzroku
przeszedł koło nich obojętnie i ruszył do swojej sypialni na piętrze.
Zatrzasnął za sobą drzwi i bezwładnie rzucił się na łóżko.
Blog ten jest taką małą, zapomnianą szufladą, pełną dawnej i obecnej twórczości, tej drobnej i tej bardziej ambitnej. Znajdą się na nim opowiadania i teksty z różnych czasów, różnych fascynacji o różnej tematyce. Będą te niewinne, anielskie jak i te inne, bardziej pikantne. Te dziecinne, pierwsze wprawki w pisaniu i te już pewniejsze pisaniny. Opowiadania krótkie i długie, niezakończone opowieści, książki i wiersze. Zwykłe przemyślenia. Niektóre poprawione, raz lub kilka razy, inne nigdy nie sprawdzane.
W wielu będą błędy. Ale nie pojawią się one tutaj dla krytyki - pojawią się, żeby może komuś sprawić przyjemność lekturą. Jeśli spodoba ci się - zostaw jakiś znak. Jeśli znajdziesz błąd - daj znać, poprawię. Jeśli lubisz, ale rażą cie błędy, zaproponuj współpracę i pomóż mi je poprawiać. Jeśli cię rażą, gorszą, oburzają... - nie czytaj.
W wielu będą błędy. Ale nie pojawią się one tutaj dla krytyki - pojawią się, żeby może komuś sprawić przyjemność lekturą. Jeśli spodoba ci się - zostaw jakiś znak. Jeśli znajdziesz błąd - daj znać, poprawię. Jeśli lubisz, ale rażą cie błędy, zaproponuj współpracę i pomóż mi je poprawiać. Jeśli cię rażą, gorszą, oburzają... - nie czytaj.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz